środa, 21 kwietnia 2010

Zaskoczenie

Przeczytałam niedawno bardzo przyzwoitą fantastykę (w tym szerokim pojęciu tego terminu) "Dwunastu" Jaspera Kenta. Wydawca zapowiada tę książkę jako pierwszą z pięciu "mrocznych horrorów, które opowiadają o losach rodziny Daniłowów na tle burzliwych dziejów Rosji". I faktycznie kacja "Dwunastu" rozgrywa się z marszem armii napoleońskiej na Moskwę w tle.
Sam pomysł umieszczenia takiej powieści w prawdziwym tle historycznym bardzo ją uprawdopodabnia, dzięki czemu - w pewnym sensie - łatwiej jest "przełknąć" postacie fantastyczne. Choć i te nie są zaskoczeniem, bo czegóż to szuka w fantastyce czytelnik? Ano między innymi postaci nie z tego świata. Przy czym tak naprawdę to już od dawna jesteśmy z nimi oswojeni.

Mamy więc dobre, solidne tło, ciekawą historię, przenikliwego bohatera i wurdałaki. Czyli... tak naprawdę nic nowego. Dlaczego więc ta powieść mi się spodobała, a inne, bądźmy szczerzy, bywają nudne?
I tak sobie dumając (trochę w kontekście tego, że nie do końca mnie przekonuje ta trylogia o wampirach, o której Wam opowiadałam), doszłam do wniosku, że jednak absolutnie niezbędnym elementem w dobrej fantastyce - a nie tylko sensacji, kryminale, czy horrorze w stanie czystym - jest element zaskoczenia! Subtelna zabawa autora z czytelnikiem. Sama epicka historia, nawet fantastycznie opowiedziana jest... sagą, historią, płaską relacją zdarzeń mniej lub bardziej zgrabnie ubraną w słowa. I to chyba jest za mało. Przynajmniej dla mnie, bo oczywiście są czytelnicy, którzy kochają sagi. I dobrze, bo to w końcu kwestia gustów, upodobań.

W każdym razie, jeśli "Dwunastu" wpadnie Wam w rękę, to dobry kawałek fantastyki, horroru, grozy... Nie upieram się przy nazywaniu gatunku i podoba mi się bogactwo, które wynika z inteligentnego mieszania. A jeszcze bardziej - jako czytelnik - lubię, kiedy autor mnie docenia i proponuje inteligentną zabawę.
Czego i Wam życzę ;)

wtorek, 6 kwietnia 2010

Najstarsza fantastyka?

Niewiele naprawdę starych ksiąg zachowało się w całości do czasów współczesnych, Jedną z najstarszych przepisywanych tysiące razy i tłumaczoną na wiele języków jest Biblia.

Stary Testament, o którym każdy może sobie poczytać do woli nie jest łatwą lekturą i to z wielu powodów. Przede wszystkim archaiczny język i styl, bardzo trudny dla współczesnego czytelnika.
Jednak treść jest - jeśli potraktować Stary Testament wyłącznie jako dzieło literackie - zaskakująca. Znaleźć tu można mrożące krew w żyłach przygody, piękne poetyckie obrazy, przypowieści o dziwnych stworzeniach, thriller ze skomplikowanymi psychologicznie postaciami, interwencję sił nadprzyrodzonych, a nawet kosmitów, jak chcą niektórzy, a więc i czysta SF ma tu swoje miejsce.

Apokaliptyczne wizje od wieków stanowią natchnienie dla pisarzy. Właściwie od czasów Starego Testamentu nie wymyślono nic nowego. To, co miało początek, musi mieć swój koniec. Współcześni autorzy prześcigają się jedynie w technicznych rozwiązaniach odwołując się cały czas do znanego wszystkim upiornego obrazu Czterech Jeźdźców, plag, totalnego zniszczenia, krajobrazu po zagładzie...
Ano właśnie w ludzkiej wyobraźni nie mieści się chyba myśl o tym, że kiedyś może być takie potem, po którym faktycznie nie będzie nic, więc z każdej opresji, choćby najgorszej, ludzkość wychodzi i się odradza. Jak po Potopie.

Archetypiczna koncepcja stworzenia i końca świata jest bardzo silna w wielu kulturach. Przepisywana i tłumaczona przez całe wieki, zmieniana przez skrybów i tłumaczy, interpretowana w zależności od zapotrzebowań religijnych i politycznych przetrwała żywiąc wyobraźnię, podsycając fascynacje i lęki.
I cały czas jest niesamowicie silną inspiracją dla pisarzy, filmowców, malarzy... Jestem pewna, że gdyby "spisać" ponownie i według kanonów współczesnej fantasy poszczególne księgi Starego Testamentu, czytałoby się je z zapartym tchem.