poniedziałek, 21 marca 2011

Kochajmy się jak pies z kotem (fragm 5 i ostatni)

KŁAMSTWO

- Dzisiaj, proszę państwa, będziemy mówić o kłamstwie - zaczął wykład profesor.
I zadał studentom pytanie:
- Kto przeczytał moją książkę?
Wszyscy studenci podnieśli ręce.
- A więc to był właśnie przykład kłamstwa. Owszem, książkę napisałem, ale jeszcze nie oddałem jej do druku.

Wszyscy jesteśmy kłamczuszkami. Podobno w ciągu doby kłamiemy nawet kilkadziesiąt razy. Oczywiście mowa o niewinnych, drobnych kłamstwach, których często nawet nie pamiętamy.
Kłamstwo w ujęciu psychologii może mieć, upraszczając nieco sprawy, dwa podstawowe oblicza. Mowa o tak zwanym białym i czarnym kłamstwie. Gdy intencje są szlachetne, a cel szczytny, gdy kłamczuch dąży do utrzymania dobrych relacji międzyludzkich, zachowania konwencji grzecznościowych, nie chce kogoś urazić lub chce uchronić przed przykrymi przeżyciami, posługuje się białym kłamstwem. Natomiast kłamstwem czarnym nazywamy mówienie nieprawdy po to, by osiągnąć jakąś istotną korzyść dla siebie albo – na przykład – spaskudzić komuś opinię. Między bielą i czernią istnieje rzecz jasna wiele odcieni szarości.

Bardzo interesująca teoria naukowa głosi, że konieczność oszukiwania mogła niejako wymusić na ludzkości rozwój inteligencji, ponieważ kłamstwo wymaga użycia wyobraźni. Kłamczuch, niczym szachista, musi mieć plan działania i przewidzieć kilka ruchów z wyprzedzeniem. Obserwowanie szympansów doprowadziło naukowców do wniosku, że podstęp i oszustwo regulują życie w stadzie. Tym sposobem kłamstwo, praktykowane i ćwiczone przez miliony lat w stadach naczelnych, doprowadzało stopniowo do powstawania coraz bardziej złożonych form życia społecznego. W wielu kulturach po dziś dzień nie ocenia się podstępu, na przykład podstępu wojennego, w kategoriach moralnych. Nie widzi się w nim nic nagannego, wprost przeciwnie.
Psychologowie dokonali jeszcze jednego podziału: na kłamstwo bierne i aktywne. Bierne oznacza mówienie prawdy, ale nie do końca. („Nie mogę teraz z tobą rozmawiać, bo idę na ważne spotkanie”, podczas gdy chodzi o zwykłe zakupy). Celem mówienia takiej niecałej prawdy jest zapobieżenie interpretacji, która mogłaby źle wpłynąć na naszą relację. Nie zależy nam przecież na tym, by osoba dzwoniąca pomyślała, że kupowanie ciuszków jest dla nas ważniejsze od rozmowy z nią. Aktywne kłamstwo wymaga większego wysiłku, ponieważ polega na preparowaniu informacji nieprawdziwych.
Z badań wynika, że kłamstwa, te poważniejsze, najczęściej wynikają z lęków i obniżonego poczucia własnej wartości, chęci podniesienia swojej rangi i autorytetu w oczach innych ludzi, często tych, na których nam zależy. Każdy człowiek ma potrzebę bycia akceptowanym przez innych, chce również uniknąć stresów, a kłamstwo jest jednym ze sposobów radzenia sobie z takimi problemami. No i bardzo wiele osób kłamie po prostu dla świętego spokoju.
Jednak nieco inaczej kłamią kobiety, a inaczej mężczyźni.

Jedną z ulubionych metod panów jest przemilczanie części informacji. „Kto jest na tym zdjęciu?”. „ Moja była żona”. „Nie mówiłeś, że byłeś żonaty”. „Przecież nie pytałaś”. Nie mówienie całej prawdy to przypadłość zdecydowanie męska. Panowie wychodzą z założenia, że kobiety lepiej nie drażnić i pomijają pewne fakty, zdarzenia, osoby.

Inną męską specjalnością, jak wynika z badań, jest mnożenie. To swoista forma przechwałki i może dotyczyć wielu dziedzin życia. Gdy dotyczy liczby kobiet stojących w kolejce po względy konkretnego pana, jest zawoalowaną informacją czy instrukcją, że należy się postarać, by spełnić oczekiwania, bo zostaniemy zastąpione przez inne, bardziej chętne. Większa ryba, lepszy czas na setkę, mocniejsza głowa, bardziej pękaty portfel, większy samochód – to klasyka.

Trzecia ceniona przez mężczyzn forma kłamstwa wiąże się z asekuracją. Zamiast po pierwszej randce powiedzieć wprost: „Jesteś bardzo miła, ale chyba nie czuję aż takiej chemii, żeby mogła być z nas para”, mężczyzna obieca ogólnikowo, że zadzwoni, że trzeba to powtórzyć. Kiedyś. I więcej się nie odezwie, choć pewnie obiecanki wynikały z chęci bycia uprzejmym. Albo z tchórzostwa. Albo z wygodnictwa. Podobnie trudno przychodzi im zerwanie znajomości. Choć w dobie esemesów zapanował wśród obu płci nieprzyjemny zwyczaj zrywania krótką wiadomością. Bardzo nieeleganckie zachowanie, bez względu na płeć.

Kobiety, odwrotnie niż mężczyźni, dzielą, odejmują, pomniejszają. Nie ma co powiększać, jeśli można wykazać się minimalizmem w rodzaju: „Zaoszczędziłam dwieście złotych na promocji torebek” (brzmi zdecydowanie lepiej niż: „Wydałam na nią czterysta złotych”). Z tej samej przyczyny przemilczają prawdziwy wiek, wagę ciała i nie przyznają się do liczby romansów. W tym wypadku chodzi również o przykre stereotypy. Mężczyzna, który podbił serca wielu kobiet, uchodzi za bohatera. Kobieta natomiast doświadczona w kontaktach z mężczyznami z jakiejś przyczyny nie cieszy się analogicznym statusem.
Kobiety mówią więcej w sytuacjach, gdy czują się niepewnie, żeby sobie poukładać w głowie pewne sprawy. W ogóle mają większą łatwość mówienia, a w dodatku mówiąc, mogą czerpać z pozostałych zasobów swojego mózgu, ponieważ mają dostęp do każdego zakamarka w tym samym czasie.
Nie najprawdziwszą prawdę kobiety zwykle dosładzają. „Wyglądasz jak prawdziwy mężczyzna, kiedy tak chodzisz w tych klapkach po domu” jest przyjemniejszą formą sugestii, że może coś innego byłoby bardziej estetyczne. Jednak wypominanie domowych papuci jest ryzykowne dla obu stron.
To może by tak: „Masz takie muskularne ramiona” zamiast: „Czy pomożesz mi wnieść zakupy do domu?” Dodatkowym kłopotem kobiet jest to, że z trudem przychodzi im poproszenie o pomoc. No cóż, taka natura. Czasami obraca się przeciwko nim.
Ten ostatni podstęp też można w zasadzie zakwalifikować do kategorii kłamstw strategicznych. Podobnie rzecz ma się z męskim zapewnieniem: „Wszystko jedno co na siebie włożysz, wyglądasz i tak świetnie”, co w tłumaczeniu oznacza: „Przestań już grzebać w tej szafie, i tak jesteśmy spóźnieni”. Drobne kłamstwa nie są powodem do niepokoju, a czasem bardzo ułatwiają życie i pozwalają uniknąć konfliktu, toteż stosują je w niewinnej formie równie chętnie i kobiety, i mężczyźni.

poniedziałek, 7 marca 2011

Kochajmy się jak pies z kotem (fragm4)

LĘKI MĘSKIE, LĘKI KOBIECE

Podchodzi mężczyzna do baru, prosi o piwo i papierosy. Już ma zapalić, gdy zauważa czerwony napis na boku paczki: „Ministerstwo Zdrowia ostrzega: palenie papierosów może powodować impotencję”.
Przerażony wraca do barmana i prosi:
- Czy mogę wymienić na takie, które powodują raka?

Konia z rzędem temu, kto odpowie na pytanie: czy mężczyźni bardziej się boją łysiny czy impotencji? Tymczasem kobiety doskonale wiedzą, że przyczyną łysienia jest testosteron i kto jak kto, ale mężczyzna łysiejący na pewno jest mężczyzną stuprocentowym. Prawie, bo wiemy, że takich nie ma.
Żarty na bok. Męskie lęki mają wiele przyczyn – biologicznych, obyczajowych oraz kulturowych. Od mężczyzn zawsze wymagano, by spisywali się w każdej sytuacji: na polowaniu, na wojnie, w sporcie, w pracy, w sypialni... Wysokie stężenie testosteronu w ich organizmach, o czym już tyle razy była mowa, wcale im sprawy nie ułatwia. To przecież hormon agresji, rywalizacji, seksu, hormon silnie działający – i nie ma od niego ucieczki.
Perspektywa porażki w którejkolwiek z dziedzin życia mężczyzny jest dla niego źródłem silnego stresu. Krytyka, zwłaszcza w połączeniu z ewentualną kompromitacją, porównanie do innych mężczyzn (nie daj Boże lepszych), kompleks małego penisa (często wymyślony albo wynikający z porównania z parametrami aktorów filmów pornograficznych), upływ czasu i spadek sprawności erotycznej, mniejsza atrakcyjność fizyczna – oto zmory mężczyzn.
W dodatku mężczyźni przecież nie płaczą.
I jeszcze jedno potężne wyzwanie dla mężczyzny zdobywcy, a zarazem źródło lęku. Oto widzi atrakcyjną, lecz nieznaną mu kobietę. Sytuacja jest sprzyjająca. Nie narażając się na podejrzenie o gruboskórność może do niej podejść i zagaić rozmowę. Może się uda, kto wie? I wtedy właśnie pojawia się lęk. Wielu mężczyzn widzi oczyma duszy własną porażkę i słyszy własny nieporadny bełkot. Przyznacie, że to może być paraliżujące doznanie. Jeśli więc czuje takie lęki, powinien popracować nad pewnością siebie.

Pewności siebie nie brakuje za to „prawdziwym” mężczyznom. Czy istnieje sport bardziej męski niż piłka nożna? Przypomnijcie sobie, jak się zachowują piłkarze po udanej akcji zwieńczonej piękną bramką: skaczą na siebie nawzajem, tulą się, obcałowują i obściskują oraz klepią po pośladkach. Oni z całą pewnością nie obawiają się podejrzeń o zniewieściałość bądź skłonność do własnej płci, które to lęki gnębią czasem innych bardzo męskich panów.
Ile kobiet wie o tych lękach? Ile zdaje sobie z nich sprawę, ile świadomie wykorzystuje, żeby dopiec i pokazać, że są górą, a ile wie i wykorzystuje tę wiedzę, żeby ułatwić obojgu wspólne życie? To by było najlepsze rozwiązanie. Bądźmy uczciwi: cały świat przyjął do wiadomości – kobiety wywalczyły to sobie – że kobieta ma duszę, jest krucha i wrażliwa, a w dodatku nękana skokami nastrojów z powodu gospodarki hormonalnej organizmu. Chyba najwyższy czas przyznać, że i mężczyźni są poddani silnemu działaniu chemii, że ich również można zranić i nie są istotami pozbawionymi ani wrażliwości, ani duszy.
Czy to by nie rozwiązywało przynajmniej części problemów?
Nie musicie odpowiadać, to jest pytanie retoryczne.

Kobiety, które z rozkoszą robią sobie żarty z męskich lęków, wcale nie są wolne od własnych. Ich obawy rozśmieszają z kolei mężczyzn, bo który z nich myśli na randce o tym, czy na pewno dobrze dobrał kolczyki, czy nie jest zbyt puszysty, a może za bardzo wychudzony? Większość lęków kobiet dotyczy ich wyglądu i akceptacji mężczyzny, na którym im zależy. Skoro się jednak umówił na randkę, to chyba w kwestii podobania się wszystko jest w porządku? Tak, ale ona wczoraj przymierzała taką sukienkę i nie wiadomo, czy to przez oświetlenie w sklepie, ale uznała, że wygląda na zmęczoną i tak jakoś w ogóle niezbyt dobrze.
Kobieta musi się czuć bezpiecznie, bez tego trudno jej o udaną randkę, więc nie lekceważcie, panowie, tych drobiazgów. I tak samo jak mężczyzna, a może nawet bardziej, boi się upływu czasu, obawia się, że nie jest już tak atrakcyjna jak kiedyś, że inne są od niej ładniejsze, szczuplejsze, młodsze...
Trzeba przyznać, że odkąd na okładkach kolorowych czasopism zaczęły pojawiać się panie po korekcie komputerowej, bez jednej zmarszczki, o idealnych wymiarach (również poprawionych w Photoshopie), zupełnie nieprawdziwe, ale jednak poruszające wyobraźnię przynajmniej części mężczyzn, lęki u mniej odpornych pań są zdecydowanie silniejsze. No i ta powszechnie dostępna chirurgia plastyczna. Zmienić nos? Powiększyć biust? Wygładzić twarz?
Tymczasem przed pierwszą randką ona pół dnia zastanawia się, co na siebie włożyć, gdy on myśli tylko o tym, co też ona ma pod spodem.

środa, 2 marca 2011

Kochajmy się jak pies z kotem (fragm3)

NA POCZĄTKU BYŁ MÓZG

Pewnego dnia Bóg oznajmił Adamowi:
- Mam dla ciebie dwie wiadomości: dobrą i złą. Od której zacząć?
- Powiedz mi najpierw tę dobrą – odrzekł Adam.
- Dostaniesz ode mnie dwa nowe organy. Pierwszy nazywa się mózg. Pozwoli ci on
wymyślać i tworzyć nowe rzeczy, rozwiązywać problemy i wykazywać się inteligencją
w rozmowach z Ewą.
- Świetnie! – ucieszył się Adam. – A drugi?
- Mój drugi dar nazywa się penis. Zapewni ci dużo fizycznej przyjemności, a Ewa też
będzie z niego zadowolona, bo da jej wielką rozkosz. Dzięki temu będziecie mogli mieć dzieci i ziemia zaludni się istotami rozumnymi.
Zachwycony Adam wykrzyknął:
- Dzięki ci, Boże, to najwspanialsze z twoich darów! Ale... jaka jest ta zła wiadomość?
Bóg spojrzał ze smutkiem na Adama i rzekł:
- Nie możesz używać obu naraz...

Dziś każdy dobrze wie, że mózg kobiety i mózg mężczyzny różnią się nieco wielkością, wagą, budową i funkcjonują inaczej, znakomicie spełniając swoje zadania. Te odkrycia poprzedziły jednak długie i żmudne badania. Doprowadziły one naukowców do przekonania, że wykształcenie zmysłów w kierunku pożądanym przez daną płeć, a więc w konsekwencji charakterystycznych dla każdej płci zachowań i predyspozycji, zależy w znacznej mierze od płci mózgu.

A było to tak:
Już w czasach prehistorycznych mózg cieszył się wielkim zainteresowaniem. Jak wskazują badania antropologiczne, jedni upatrywali w nim przysmak, inni nadawali mu znaczenie rytualne.

W kulturach prymitywnych wierzono, że zjadając mózg, przejmuje się moc i wiedzę jego właściciela. Lekarze w starożytnym Egipcie przeprowadzali trepanacje czaszki w poszukiwaniu duszy, uważając, że to mózg jest jej siedliskiem. Potem badaniami zajęli się fachowcy. Należał do nich grecki filozof Platon (427-347 p.n.e.), a także prekursor współczesnej medycyny Hipokrates (ok. 460-377 p.n.e.) – obaj zgodzili się co do tego, że mózg jest siedliskiem myśli. W II w. naszej już ery Galen (129-199) – uważany za ojca fizjologii doświadczalnej rzymski lekarz greckiego pochodzenia i anatom – pracując w charakterze medyka gladiatorów, odkrył bezbarwny płyn mózgowo-rdzeniowy. Od tego czasu lista uczonych usiłujących rozwikłać tajemnice ludzkiego ciała i umysłu wydłużała się nieustannie i pęczniała.
Tak się jednak składało przez długie wieki, że badania ludzkiego mózgu przeprowadzano przeważnie na zwłokach mężczyzn: gladiatorów, żołnierzy, więźniów. Badacze założyli, że skoro kobiety i mężczyźni należą do tego samego gatunku, to ich mózgi są identyczne. Jakież było ich zdziwienie, gdy pewnego dnia po zważeniu i zmierzeniu mózgu kobiety stwierdzili, że jest on nieco mniejszy i lżejszy. Pierwszy wniosek? Kobieta musi być głupsza. Taki zapadł wyrok, zanim naukowcy pojęli, że to nie rozmiar jest najważniejszy, ale sposób funkcjonowania.
Dopiero kiedy medycyna osiągnęła odpowiedni poziom rozwoju, można się było pokusić o dokładne badania i bardziej wiarygodne wnioski. Na tę wiedzę złożyło się wiele nauk medycznych – im zawdzięczamy wielkie odkrycie: że mianowicie ogromny wpływ na rozwój i płeć mózgu mają zarówno geny, jak i hormony. (...)