czwartek, 4 marca 2010

Ulica Wiązów 5150 (fragm. 3)

Podchodzę do drzwi, wyzywając się od idiotów i chwytam za klamkę.
Obraca się. Drzwi się otwierają.
Rozumiesz, Naczynie? Maude wróciła, żeby mnie uwolnić! Ponieważ poczucie obowiązku nie pozwalało jej tego zrobić bezpośrednio, w sposób jasny i oczywisty, otworzyła moje drzwi dyskretnie, nie mówiąc mi o tym, żeby mieć czyste sumienie. Tym sposobem zawsze będzie mogła myśleć, że tak naprawdę mnie nie uwolniła, a po prostu trochę mi pomogła... Kojarzysz?
Rzecz jasna, zrozumiałem to wszystko dopiero później. Póki co, otwierając drzwi, odczuwam jedynie rosnące niedowierzanie. Przed sobą widzę korytarz. Stoję długie sekundy i przyglądam się niezdolny do wykonania najmniejszego ruchu. Wreszcie wołam:
– Jest tam ktoś?
Żadnej odpowiedzi. Jedyny dźwięk to łopot wiatru, który uderza o ściany domu na zewnątrz. Powtarzam pytanie. Nadal nic.
Wówczas rzucam się biegiem. Ciągle jeszcze kuleję, ale biegnę jak szalony, wydaje mi się, że nigdy nie biegłem tak szybko. Mijam korytarz niczym rakieta i zbiegam ze schodów w sekundę. Już w kuchni wydaję z siebie dziki i zwycięski okrzyk. Nigdy się tak nie czułem, jakbym wziął pięć gramów kokainy na raz. Przez okno niewyraźnie widzę białe tumany śniegu. Burza wydaje się dość poważna, ale ja kpię sobie z niej! Śnieg będzie tysiąc razy przyjemniejszy niż to więzienie! Rzucam się do drzwi kuchennych i obracam klamkę. Rzecz jasna, zamknięte, ale mam to gdzieś! Otworzę je bez problemu! Mógłbym zadzwonić na policję, ale chcę otworzyć te drzwi! Teraz nic już nie może mnie powstrzymać, nic! Pęk kluczy musi być w jednej z szuflad. Zdaje mi się, że widziałem, jak Beaulieu je stamtąd wyjmował... Jest! Jest przede mną! Chwytam go drżącą ręką i próbuję włożyć klucz do zamka. Cały pęk wyślizguje mi się z palców i upada za podłogę...
Wtedy wybucham śmiechem. Skąd ta panika? Po co ten pośpiech? Przecież nikt mnie nie goni, jestem sam, sam! Nie wrócą wcześniej niż za dobre dwie godziny, więc mogę się uspokoić i otworzyć te przeklęte drzwi!
Nie przestaję się śmiać, opieram się plecami o drzwi i usiłuję się uspokoić, przymykając oczy. Gdy znów je otwieram, moje spojrzenie pada na drzwi do piwnicy pod schodami.
Śmiech zamiera mi na ustach.
Ta piwnica, na temat której zadawałem sobie tyle pytań...
Wreszcie mam okazję sprawdzić. Zajęłoby to tylko dwie minuty, a nawet kilka sekund. A potem stąd wyjdę. Wiem, że może się to wydawać idiotyczne, Naczynie, ale muszę zobaczyć, nie mogę odejść, nie rzuciwszy przynajmniej okiem, żeby zobaczyć, czy prawda jest tak okropna, jak się tego obawiałem. Żeby uwolnić się od czegoś...
Tylko jedno spojrzenie... A mam tak dużo czasu!
Podnoszę pęk kluczy. Klucz od kłódki jest tu z całą pewnością. Podchodzę do drzwi od piwnicy i próbuję włożyć drżącą dłonią pierwszy klucz. To nie ten. Drugi. Też nie pasuje. Jeśli nie uda się z trzecim, dam spokój.
Trzeci klucz pasuje idealnie, kłódka się otwiera.
Patrząc na wszystko z pewnego dystansu, zdaję sobie sprawę, że nawet gdybym nie zszedł na dół, moja ucieczka i tak by się nie powiodła... Nie siedziałem w piwnicy aż tyle, żeby mogło to cokolwiek zmienić...
Co tam znalazłem? Tego chcesz się dowiedzieć, prawda, Naczynie? Na to czekasz z niecierpliwością, co? Jeszcze chwila...
Zaczekaj, zaczynam...
Zaczekaj jeszcze trochę.
Już dobrze. Przez sekundę znów poczułem zawrót głowy i wydawało mi się, że się rozchoruję, ale nie, przeszło mi.
Okej, posłuchaj, posłuchaj mnie uważnie.
Zapalam światło. Na dole schody zakręcają, trzeba więc zejść, żeby zobaczyć wnętrze samej piwnicy.
I to właśnie czynię. Szybko, bo nadal mam zamiar zostać tu tylko kilka sekund. Schodząc po schodach, przygotowuję się w duchu na najgorsze.
Na dole dziwny i nieprzyjemny zapach uderza mnie w nozdrza. Przypomina trochę ten, który unosił się w domu kilka tygodni wcześniej. Ale jest jeszcze coś. Mdły, chemiczny odór jak w laboratorium...
W piwnicy nie ma żadnych ścian. To spora powierzchnia wylana cementową podłogą. Oświetlenie jest skąpe – jedna słaba lampa neonowa, a światło pochłaniają dodatkowo betonowe ściany. To jednak wystarcza, żeby rozróżnić postacie stojące około pięć metrów przede mną. Przerażony już mam wbiec szybko na górę, przekonany, że wkroczyłem w sam środek zebrania psychopatów, ale postacie się nie poruszają, nie odzywają. To manekiny. To nie może być nic innego. Stoją bokiem, twarzami zwrócone ku sobie, w dwóch grupach, każda grupa rozstawiona w dwóch rzędach.
Co to może być? Zaczynam iść w kierunku manekinów i wtedy...
Zaczekaj, zaczekaj chwilę...
To przerażające! Nie myślałem, że tak trudno będzie to napisać, wyrzucić to z siebie... Jesteś tu, moje Naczynie? Jesteś i pochłaniasz wszystko, prawda? Musi tak być... Koniecznie tak musi być...
Im bliżej do nich podchodzę, tym wyraźniej widzę. Wszyscy mają na sobie togi... Po jednej stronie białe togi... Po drugiej stronie czarne togi... I te dziwne nakrycia głowy... Niektórzy noszą hełmy, inni czapki z dzwonkami, korony...
Ty też zaczynasz rozumieć, Naczynie? Do mnie również stopniowo dociera coraz więcej, kiedy tak krążę między nimi. Żołądek podchodzi mi do gardła, ale nie zatrzymuję się, ponieważ chcę zobaczyć ich twarze...
Stoją wszyscy na swego rodzaju małych wózkach na kółkach... a podłoga pod nimi jest pomalowana w białe i czarne kwadraty...
Nadal krążę pośród nich. Twarze... Muszę zobaczyć ich twarze...

7 komentarzy:

  1. A ja sobie poczytuję ...Takich ciarek dostałam im bardziej się zagłebiałam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To moja ulubiona książka tego autora :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I chciałoby się krzyknąć - I co dalej, co dalej do jasnej-ciasnej?
    A pani redaktor powie -Se kup, to się dowiesz"))
    A ja teraz czytam Markusa Heitza - już dawno nie czytałam czegoś tak fajnego w wyświechtanym temacie wilkołaków. A tytuł brzmi RITUS. Znasz?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam! Se kupię, bo wilkołaki wspaniały temat w ramach rozważania prawdziwej ludzkiej natury :)
    Niestety nie mogłam dać ani jednego zdania więcej, bo bym zdradziła w czym rzecz ;) A książka jest świetnie napisana. Przytoczyłam tylko fragmenty z punktu widzenia głównego bohatera, ale jest bardzo ciekawa druga równoległa opowieść... Technicznie świetna robota. Psychologicznie znakomita.

    OdpowiedzUsuń
  5. Magenta - tu sobie zobacz - http://ksiazki.polter.pl/Ritus-Markus-Heitz-c20814 zgadzam się z tą recenzją całkowicie:) Dodatkowym smaczkiem dla Ciebie może być to, że akcja dzieje się we Francji.

    No, kurcze, to SE kupię!A PRÓG już doszedł, leży i czeka w kolejce. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja ostatnio trafiam na same złe książki :( aż żal za serce łapie jak się w oczy pchają jawne błędy stylistyczne, że o logice nie ma nawet co wspominać. się na usta ciśnie pytanie: "kto to dopuścił do druku??!!" ale dzięki temu tym bardziej doceniam to, co dobre:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może wydawcy wychodzą z filozoficznego założenia, że bez kiepskich książek nie wiedzielibyśmy co naprawdę jest dobre? :tylko jak dogodzić wszystkim? ;)

    OdpowiedzUsuń