Jacques Moreau trzasnął drzwiczkami czarnej Toyoty. Cztery policyjne samochody, jeden ambulans i garstka ciekawskich byli już na miejscu.
Rozglądając się wkoło nie zauważył ani jednego samochodu prasy. Tym lepiej, pomyślał, muchy kompostowe jeszcze się nie zleciały do gówna.
Wielkimi krokami ruszył ścieżką prowadzącą do północnego stawu w parku LaFontaine. Przywitało go po drodze kilku kolegów, lecz on się nie zatrzymał sunąc prosto do mężczyzny o siwiejących skroniach, który dyskutował z kimś z ekipy technicznej.
Gdy Moreau pojawił się w zasięgu jego wzroku, Guy Leblond przeprosił swojego rozmówcę i ruszył na spotkanie kolegi.
- No i co? – zapytał Jacques.
- Chodź, zobacz.
Sierżant ruszył za lekarzem sądowym aż do miejsca, gdzie nasiąknięta wodą biała płachta zakrywała kształt, który mógł być tylko zwłokami. Bez słowa Guy Leblond pochylił się i uniósł jej skraj zasłaniający twarz trupa. Jacques Moreau również się pochylił.
To, co zobaczył pod płachtą, zrobiło na nim potężne wrażenie.
*
Alex wszedł przez okno. Dygoczący, rozgorączkowany, nawet nie zdjął płaszcza, tylko usiadł przed komputerem. Jego dłonie nadal drżały, gdy zaczął pisać:
Drogi Samie Rozpruwaczu,
Znajduję się obecnie w posiadaniu dowodu, który czyni mnie członkiem CFC. Ponieważ dopiero co go zdobyłem, musi minąć kilka dni, zanim go do ciebie przyślę. Najpierw go sfotografuję, wprowadzę zdjęcie do komputera i przekażę ci wraz z artykułem z gazety, w którym mowa o samobójstwie lub morderstwie, tego jeszcze nie wiem. Już się cieszę na myśl, że wkrótce oficjalnie będę jednym z was.
Oddany ci Alex z Montrealu.
Nacisnął na „wyślij”, a potem wsunął dłoń do prawej kieszeni płaszcza. Wyjął z niej przezroczystą, plastikową saszetkę, w której znajdował się duży pukiel mokrych włosów i położył ją na biurku.
Nie mógł się pozbierać. Jakim cudem zdobył się na odwagę, by obciąć włosy trupowi? A jednak to zrobił. I był dumny. Na szczęście cały czas nosił przy sobie niezbędnik członka CFC: rękawiczki, żeby nie pozostawić śladów, scyzoryk, nożyczki i saszetki na próbki.
Alex zdjął płaszcz i wyciągnął się na łóżku. Jego ręce nadal drżały. Był zdenerwowany nie tyle czynem, który popełnił, ile myślą, że może zostać przyłapany. Czy ktoś go widział? Czy będzie można go odnaleźć i oskarżyć? Przecież obcięcie włosów zmarłemu nie może być uznane za kradzież! Niektórzy CFC wykazywali się znacznie większą zuchwałością zbierając trofea. Przynajmniej tak mówili. W każdym razie po wykonaniu powinności członka CFC, Alex dopełnił też obowiązku obywatelskiego dzwoniąc z kabiny telefonicznej pod 911, żeby zgłosić obecność trupa w parku, a następnie biegiem wrócił do domu.
Chłopak nie był w stanie wyjaśnić, jak to się stało, że trup pojawił się nagle na powierzchni wody tuż obok niego. Może to była nagroda za uporczywe starania, by wejść w szeregi CFC? Tego przynajmniej oczekiwał.
*
Noc była piękna i gorąca, toteż François nie myślał, żeby się kłaść spać. Skórzaną kurtkę przewiesił przez ramię i wędrował na wschód ulicą Rachel uśmiechając się kącikiem ust; specjalnie zostawił paczkę papierosów na stoliku w Delikatessen.
Już miał skręcić na rogu Saint-André, gdy zobaczył błyski policyjnych świateł nieco dalej przed sobą. Postanowił sprawdzić, co się dzieje.
Skrzyżowanie Rachel i alei przy parku LaFontaine było zablokowane przez policyjny samochód. François wmieszał się w tłumek ciekawskich zebranych na rogu ulicy.
- Znaleźli trupa! – powiedziała kobieta w średnim wieku ubrana w różowy szlafrok.
- A skąd pani o tym wie? – spytał wąsacz trzymający na smyczy dobermana.
- Na ziemi leży ciało przykryte białym prześcieradłem – wyjaśniła kobieta. – Widziałam je, zanim odgrodzili to miejsce żółtymi taśmami.
Policjanci nie wpuszczali nikogo do parku, przynajmniej od tej strony. Zaciekawiony François ruszył alejką i skręcił na ścieżkę prowadzącą do kładki, która oddzielała obydwa stawy. I tutaj ludzie usiłowali zobaczyć, co się dzieje. Udało mu się prześlizgnąć aż do rampy. Obok niego dwóch młodzieńców dyskutowało podnieconymi głosami.
- Za daleko, nie da się zrobić zdjęcia!
- Tak czy inaczej ma prześcieradło na głowie. Trzeba się było zjawić wcześniej, szkoda, była okazja, żeby zobaczyć trupa.
François już miał im zasugerować, żeby sobie kupili jakiegoś szmatławca, ale pomyślał tylko, że widać ludzie w każdym wieku miewają zamiłowanie do ponurych widoków.
Faktycznie był trup i sądząc po wilgotnym płótnie wyłowiono go ze stawu. Ten szczegół nie umknął François. Przypomniał mu, że poprzedniej jesieni siostra bliźniaczka Jana Béluterre’ a zatonęła w tym samym miejscu.
Wiedziony ciekawością młody człowiek ruszył w prawo. Okrążył drzewa owinięte żółtą taśmą, nie spuszczając oka z tego, co działo się nieco niżej, nad stawem. Gdy rozpoznał sylwetkę ojca stojącego tyłem, prześlizgnął się szybko pod taśmą policyjną.
- Hej, cofnij się młody – zawołał policjant w jego wieku.
Lekceważąc ostrzeżenie François zszedł w dół i dołączył do ojca stojącego obok trupa.
- Cześć!
Sierżant detektyw odwrócił się, spostrzegł syna i dał znak policjantowi, że wszystko w porządku po czym znów się odwrócił do François. Ten wyjaśnił w odpowiedzi na nieme pytanie:
- Przechodziłem niedaleko.
Przez chwilę Jacques przyglądał się synowi przypominając sobie liczne pytania, jakie ten zadawał na temat zwłok wyłowionych w tym samym miejscu kilka miesięcy wcześniej. Pytań, na które nie mógł odpowiedzieć. „Szkoda marnować czas próbując zrozumieć rzeczy, których się zrozumieć nie da,” – powiedział w końcu synowi.
Jacques zastanawiał się czasami, dlaczego ten trup tak bardzo interesował François. Uznał jednak, że lepiej nie dyskutować, ponieważ był to ten „przypadek”, o którym należało raczej zapomnieć.
- Kobieta czy mężczyzna? – podjął François patrząc na białe prześcieradło.
- Kobieta.
- Młoda?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Bo jestem ciekawy i tyle – odparł François wzruszając ramionami.
Jacques pochylił się i, tak jak uczynił to kilka minut wcześniej Guy Leblond, lekarz sądowy, uniósł płótno zakrywające twarz topielicy.
Stojący obok François otworzył szeroko oczy:
- Przecież to niemożliwe! – rzucił.
- Co jest niemożliwe? – zapytał sierżant Moreau bardzo zaintrygowany gwałtowną reakcją syna.
François odwrócił się do ojca. W jego oczach malowały się sprzeczne uczucia.
- Nie wiem – odparł. Niemożliwe, żeby umierać tak młodo – bąknął.
- Czy coś jest nie w porządku, François?
- Nic, nic. Po prostu nie jestem przyzwyczajony do widoku trupów – dodał patrząc cały czas na twarz topielicy.
Cofnął się kilka kroków i powiedział.
- To ja już pójdę. Musisz pracować.
Nie czekając na reakcję ojca François ruszył szybkim krokiem. Lekarz sądowy, który był świadkiem sceny, podszedł do Jacques’a.
- Wiesz dlaczego François zareagował tak żywo? – zapytał.
- Pojęcia nie mam – odparł sierżant. – Ale postaram się dowiedzieć.
Jak już się dowie to niech nam powie:) A LaFontaine to ten od bajek?
OdpowiedzUsuńTak :) Powie dopiero pod koniec, bo zanim się sam dowie, to ho, ho... dużo wody upłynie :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawy a ciekawość to pierwszy stopień do...
OdpowiedzUsuń