Szesnastowieczne Chiny były krajem ceniącym wiedzę, ciekawość naukową, wynalazki, technikę. Religie, które już w tym czasie były obecne w Chinach miały zawsze inny wymiar niż w Europie. Wyznawcy buddyzmu, islamu, taoizmu, i wielu innych kultów nie zwalczały się wzajemnie. Religie istniały w życiu codziennym, podobnie jak kult przodków, w sposób całkowicie nieinwazyjny.
Na taki grunt trafili pierwsi chrześcijańscy misjonarze i ... ponieśli natychmiastową klęskę usiłując narzucić wiarę w jedynego Boga. Z Japonii wręcz zostali wypędzeni usiłując siłą przekonać szogunów o jedynie słusznej religii.
Przełom nastąpił, gdy do Chin w 1583 r.zawitał wykształcony jezuita Matteo Ricci (zmarł w Pekinie w 1610 r.). Ricci zrozumiał, że musi się nauczyć języka chińskiego i zamiast narzucać wiarę, dzielić wiedzą. Mając wykształcenie matematyczne, techniczne i szerokie zainteresowania, pokochał Chiny i był przez chińskich erudytów (lettres) przyjmowany z otwartymi ramionami. Relacjonując postępy chrystianizacji, słał regularnie listy do swojego zwierzchnika kościelnego, który dla niego był równie daleko jak w Chińskim powiedzeniu: "Niebo wysoko, cesarz daleko".
"Należy pamiętać, że nowinki techniczne, naukowe i artystyczne – dzwoniące zegary mechaniczne, instrumenty optyczne, malarstwo, muzyka, architektura, a przede wszystkim nauki matematyczne i astronomia – zostały wprowadzone w Chinach przez jezuitów jako niemające nic wspólnego z religią. Im to zresztą w znacznej mierze zawdzięczali misjonarze życzliwe początkowo przyjęcie ze strony przedstawicieli wyższych warstw społecznych. Dla Chińczyków pozostających w ścisłych kontaktach z pierwszymi misjonarzami, nie było żadnej różnicy między matematyką a nauką chrześcijańską. Obie stanowiły część procesu zwanego badaniem nieba.
Chrześcijaństwo nazywano doktryną Pana niebios i uznawano przede wszystkim za naukę moralności.
Podobnie jak w przypadku upowszechniania się buddyzmu wszystko, co miało związek z magią i cudem, wydaje się wysoko cenione przez prosty lud. Dzieło w języku chińskim, pochodzące ze środowisk ludowych lub na wpół wykształconych nawróconych przez Aleniego (następca Ricciego)w okresie między 1627 a 1639 r., opisuje wiele cudów. Są tam uzdrowienia przez egzorcyzmy, objawienia, zmartwychwstania, cudowne ocalenia itd. Wiemy też, że owe cuda miały decydujący wpływ na nawrócenia. Ta informacja znalazła potwierdzenie w korespondencji misjonarzy. W przypadku zjawisk nadprzyrodzonych dużą rolę odgrywały pewne zachowania, formuły i przedmioty kultu, które skutecznie oddziaływały i pochodziły w większości ze świata chrześcijańskiego. Były to modlitwy, woda święcona, relikwie wieszane na szyi pacjentów. Czasami jednak w tekstach pisanych przez osoby nawrócone tradycyjne chińskie praktyki mieszają się z chrześcijańskimi. Przykładem niech będą święte teksty zapisane tzw. pismem automatycznym pod wpływem objawienia lub uciekanie się do techniki „papierowych koni” niszczonych zaraz po tym, jak wchłonęły szkodliwe emanacje. Opowieści o cudownych manifestacjach są niezwykle dokładne i odwołują się do tematów typowo chińskich. Bóg jest przedstawiany na podobieństwo Yamy, króla piekieł. Zasiada on niczym mandaryn na nefrytowym tronie za stołem ze złota. Opowieści o podróżach na dwór niebieski pojawiają się w relacjach osób, które wpadły w letarg i wiernie odtwarzają historie o zejściu do piekła. Odnajdujemy je w literaturze chińskiej sprzed ponad tysiąca lat. Cała sztuka chińskiego chrześcijaństwa została zainspirowana sztuką buddyjską. Modlitwy w języku łacińskim nie różnią się formą od hinduskich, których magiczna skuteczność przyczyniła się do tak wielkiej popularności mnichów buddyjskich.
Wyjątkowy przykład asymilacji chrześcijaństwa w duchu chińskim został opisany w historii pewnej wspólnoty wiejskiej z doliny rzeki Han na północnym zachodzie Chin w połowie XVII w. Ojciec Étienne Faber dokonał tam cudów. Sprawił on mianowicie, że ustąpiły plagi szarańczy i skończyły się ataki tygrysów pustoszących okolice. Po śmierci został więc obwołany lokalnym bogiem Ziemi. W książce, która ukazała się 1935 r., czytamy, że jeszcze na początku wieku „w wielu pagodach wzdłuż ścieżek i dróg można było się natknąć na posąg ojca, przypominający mniej lub bardziej »pussah« z tygrysem leżącym u stóp”. Nauczając, że „Pan niebios” jest potężniejszy niż demony, misjonarze rzeczywiście sprawowali pośród łatwowiernego ludu funkcję egzorcystów, tak jak tradycyjnie pełnili ją taoistyczni kapłani i buddyjscy mnisi. I choć uważali, że egzorcyzmów i cudów chrześcijańskich nie można było żadnym sposobem pomylić z pogańskimi zabobonami, to jednak mylenie wierzeń i wizerunków bóstw tradycji chińskiej i chrześcijańskiej było nie do uniknięcia. Podobnie przecież rzecz się miała na Zachodzie, gdzie chrześcijaństwo zostało zaszczepione na grunt bardzo starych tradycji religijnych istniejących tam znacznie wcześniej.
Natomiast intelektualiści żywili pogardę dla ludowych przesądów i tego, co z nimi kojarzono. Najbardziej interesowała ich więc nauka jezuitów oraz, poza techniką i naukami ścisłymi, dziedziny związane z moralnością i metody kształtowania samodyscypliny."
O! właśnie tego szukałam:))))))
OdpowiedzUsuńW "Inteligencji Chin" jest tylko jeden rozdział na ten temat, ale w domu mam całe tomiszcze poświęcone wyłącznie pierwszej konfrontacji jezuitów z Chińczykami. Bardzo ciekawe, zwłaszcza, że i wpływający nie pozostawali bez wpływu ;)
OdpowiedzUsuńMuszę sobie dokładnie poczytać wszystko , bo dopiero tu trafiłam :):):)
OdpowiedzUsuńCiekawy blog, poczytam z przyjemnością. Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńDziękuję i zapraszam :)
OdpowiedzUsuń