Ach ten czas, ten czas! Gdzie on kurczę ucieka?
Trochę atmosfery gotyku, dla odmiany :) Poczęstuję Was kilkoma fragmentami powieści gotyckiej (tak naprawdę trylogii i nazwałabym to gotycką fantastyką). W sumie uważam, że obecnie nie ma większego sensu upieranie się przy nazywaniu gatunków, bo pisarze już dawno wszystko pomieszali. Może tak jest lepiej? Bogaciej? W każdym razie miejsca dla wyobraźni nie brakuje. I o to chodzi. Poniżej pierwszy fragment "Szkarłatnego Anioła" kanadyjskiej, francuskojęzycznej pisarki, Natashy Beaulieu. Miłej lektury :)
LONDYN, 4 GRUDNIA 1664 R.
Tej nocy było w Londynie tak ciemno, jakby na miasto spadł deszcz atramentu. Jedynie światła latarni i kagańców, zatkniętych przy wejściach do domów, pozwalały nielicznym przechodniom odnaleźć drogę w labiryncie miasta. Ściśnięte blisko jedne obok drugich drewniane budynki parafii St Giles-in-the-Fields trzeszczały w mocnym uścisku mrozu.
Drżąc pod czarnym wełnianym swetrem, Dawid Fox schodził szybkim krokiem w dół Drury Lane. W sekretnej kieszonce wszytej pod ubraniem podzwaniały dwa szylingi. Dał mu je pewien dżentelmen, od którego przekazał właśnie liścik miłosny ładnej, młodej damie.
Młody Anglik zatrzymał się u zbiegu Drury Lane i Long Acre. Uniósł zdrętwiałe z zimna dłonie, przysuwając je jak najbliżej płomienia kagańca, gdy usłyszał szept:
- Dawidzie.
Zaskoczony tym, że ktoś wzywa go po imieniu – bo kto spośród jego znajomych mógł o tak późnej porze przebywać poza domem? – rozejrzał się wkoło. Z początku nie zauważył nikogo.
- Dawidzie – powtórzył głos odrobinę głośniej.
Tym razem młody człowiek dostrzegł po drugiej stronie ulicy stojącą nieco dalej od kręgu światła rzucanego przez latarnię sylwetkę mężczyzny w długim płaszczu z kapturem, pod którym nieznajomy skrywał twarz.
- Kim pan jest? – spytał na tyle głośno, by zostać usłyszanym.
- Podejdź! – odparł chrapliwy głos. – Chcę z tobą porozmawiać.
Zuchwałość szesnastolatka wzięła górę i Dawid przeszedł na drugą stronę Drury Lane. Znalazłszy się przed osobnikiem, którego twarz zakrywał kaptur, powtórzył pytanie:
- Kim pan jest?
- Nazywam się Listar i potrzebuję cię.
- Do czego?
- Obserwowałem cię. Jesteś inny. Wybrałem cię, żebyś chronił moje Miasto.
Zachowaniu Dawida nie można było właściwie nic zarzucić poza drobnymi psotami, które płatał każdy chłopak w tym wieku. Za to spojrzenie jego dziwnych oczu o złotych tęczówkach było źródłem wielu plotek. Przesądni obywatele unikali chłopaka niewiadomego pochodzenia przekonani, że lepiej się z nim nie zadawać. Tak daleko jak sięgał pamięcią, Dawid zawsze czuł się inny niż ludzie z jego otoczenia, ale nie potrafił wytłumaczyć, na czym ta inność miałaby polegać. To, że w samym środku nocy utwierdzał go w tym przekonaniu nieznajomy, który pojawił się nie wiadomo skąd, w gruncie rzeczy go nie dziwiło. Od dawna spodziewał się spotkania, które coś przed nim odkryje. - Dlaczego mówi pan, że jestem inny?
- Ponieważ wiem o tym.
- Skąd pan może o tym wiedzieć?
- Powiedziałem przecież – odparł mężczyzna zniecierpliwionym tonem – że obserwuję cię już od dawna.
- To niczego nie tłumaczy.
- I wcale nie mam zamiaru czegokolwiek ci tłumaczyć.
- W takim razie niech pan sobie znajdzie kogoś innego, kto będzie chronił pańskie Miasto!
Dawid miał już odejść, ale Listar wyszedł z cienia i chwycił chłopca mocno za ramię. Kaptur ześlizgnął się i ukazała się twarz o cerze zaskakująco białej niczym kreda i oczach czerwonych jak rubiny.
Dotknięcie długiej, kościstej, bardzo ciepłej dłoni sprawiło, że młody Londyńczyk aż podskoczył z wrażenia.
- Jeśli się zgodzisz, dam ci nieśmiertelność.
- Jest pan diabłem?
- To, kim jestem, nie ma najmniejszego znaczenia. Więc jak? Zgadzasz się czy nie?
- A gdzie to pańskie Miasto?
- Póki co ze mną. Jeśli jednak zgodzisz się być jego opiekunem, przeniosę Miasto do twojej głowy.
- Nie rozumiem tego, co pan do mnie mówi. Jak może pan cokolwiek przenieść do mojej głowy?
- Tego nie sposób wytłumaczyć – odparł Listar, podchodząc do Foxa.
Trzeba było nie lada odwagi, żeby nie wziąć nóg za pas na widok niepokojąco dziwnej twarzy Listara.
- Posłuchaj mnie – ciągnął mężczyzna, podchodząc jeszcze bliżej. – Miasto jest moje. Jestem jego panem i właścicielem. Nazywa się Kaguesna. Wszystko, co musisz robić, to czuwać nad nim tak długo, jak będę tego potrzebował. To może być pięćdziesiąt lat, dwieście, trzysta albo pięć tysięcy! Nieważne. Gdy wrócę, Miasto musi być takie, jak w chwili, gdy ci je po-wierzyłem, to znaczy nienaruszone i puste.
- W jaki sposób mam czuwać nad pańskim Miastem? – zapytał Dawid zbity z tropu.
- Sam musisz to odkryć.
- A jeśli którego dnia coś się stanie w tym pańskim Mieście, w jaki sposób będę mógł temu zapobiec?
- Sam musisz to odkryć.
- A jak pan sprawi, że stanę się nieśmiertelny?
- Za dwadzieścia pięć lat wrócę sprawdzić, czy wykonałeś zobowiązanie. Jeśli tak – dam ci nieśmiertelność. Jeśli nie – wyjmę Miasto z twojej głowy i dalej będziesz zwykłym śmiertelnikiem.
Listar ujął głowę Dawida w szkieletowate dłonie. Na mgnienie oka chłopak poczuł gorąco w skroniach, a potem dziwaczna postać rozpłynęła się w mroku. Młody Anglik drżąc, naciągnął rękawy swetra, żeby zagrzać zesztywniałe z zimna dłonie, podreptał chwilę w miejscu, żeby rozruszać odrętwiałe stopy. W końcu zdał sobie sprawę z tego, że nie ma tu już czego szukać, i ruszył w drogę.
Zastanawiał się nad tym, co mu się przydarzyło, gdy nagle w jego umyśle pojawił się dziwny obraz: niebieskawa plama pośrodku czarnej przestrzeni. Zafascynowany stanął w miejscu i zamknął oczy. Wtedy ujrzał coś niewiarygodnego. Coś, czego nigdy przedtem nie widział. Coś, czego nie mógł sobie nijak wytłumaczyć. Dawid Fox zrozumiał, że od tej chwili Kaguesna jest w nim.
Bardzo interesujące.Sapkowski zarzekał się że nigdy nie napisze 'space opery', jednak żeby wzbudzić zainteresowanie konwentem(nie pamiętam którym)ogłosił że na tym konwecie przedstawi fragment swojej'space opery' którą właśnie ukończył.Napisał tylko kilka kartek a wzbudził powszechny zachwyt i został nominowany do jakiejś nagrody;)Space opera nigdy nie powstała,'Twój' fragment jest lepszy.
OdpowiedzUsuńJakoś dawno nie miałam Sapkowskiego w ręku. Po sadze o wiedźminie napisał jakąś powieść historyczną, ale nie czytałam. Chyba nawet już ostatniej części sagi nie przeczytałam, bo mi się dłużyło niemiłosiernie.
OdpowiedzUsuńTeraz czekam na obiecaną w prezencie tę książkę islandzkiej pisarki poleconej przez Pieprza ;)
A Natashy jeszcze wrzucę kilka fragmentów. Gotyk dopiero nastąpi. Ciekawa jest sama konstrukcja powieści, bo rzecz się dzieje na kilku płaszczyzna czasowych. Bez podróży w czasie ;)
początek lekko... konwencjonalny, ale tąpnięcie na końcu - fragmentu - potężne:) zaciekawiło mnie to i owo:) A pomysł - czemu sama na to nie wpadłam?! ;)
OdpowiedzUsuńCo do Sapkowskiego - "Narrenturn" lekko i przyjemnie się czyta, chociaż momentami wkurza niewymownie za banalność.
Kurczę, no właśnie! Najgorzej jest zaniechać przez zniechęcenie ;) zamiast przeczytać.
OdpowiedzUsuńMnie też się czasami wydaje, że banał lata wkoło. Ale odkryłam, że czasem to zależy od dnia. Bywa, że to co jednego dnia depczę jako banał, innego nazywa, genialną prostotą ;)
No cóż, po Starożytnych już prochu ie wymyślimy, Można jednak użyć innych składników ;)
Dzisiaj właśnie przyszedł zamówiony na Allegro "Szkarłatny Anioł". Zabieram się do czytania.
OdpowiedzUsuńPewnie, żeby nie twój blog nigdy bym tej książki nie kupił, ani nawet pewnie nie przeczytał, a po lekturze fragmentów w końcu ją nabyłem.