piątek, 30 lipca 2010

Czarna Woda (2)

PENLOCKE


Różne dziwadła widywałem w Sensatrip, ale nigdy nie widziałem nikogo podobnego do istoty, która weszła tego wieczoru. Trąciłem łokciem ciastowatą rękę Buldoga, który odwrócił się w stronę drzwi tak szybko, jak mu na to pozwalały zwały tłuszczu. Nie byłbym w stanie powiedzieć, co wyrażało jego spojrzenie w tej chwili, ani zresztą w żadnej innej, ponieważ oczy Buldoga były wiecznie schowane pod krzaczastymi, czarnymi brwiami, które wyglądały jak okapy.
- W tych ciuszkach długo nie pożyje w naszej dzielnicy – stwierdził Buldog.
To detektyw Keen kiedyś tak ochrzcił Henry’ego. „Buldog” się przyjął, bo Henry miał rzeczywiście faflaste policzki i wystającą szczękę.
Ja się nazywam Randy. To znaczy gorący chłop. Nikt nie pomyślał, żeby mi dać jakiś przydomek, bo to imię pasuje do mnie jak ulał.
Istota miała na sobie obcisły fioletowy sweter, spod którego było widać płaski brzuch o niezwykle białej skórze. Długie nogi wystające spod czarnej winylowej spódniczki oblekał nylon. Ale bardziej niż to dziwkarskie przebranie fascynowała mnie fryzura. Długie, czarne włosy były zebrane na górze głowy w czarną skórzaną tulejkę, przebitą dwiema chińskimi pałeczkami w zielonym fluorescencyjnym kolorze. Istota wyglądała jak perwersyjny demon, który bardzo mi się podobał. A kiedy wspaniałe, ciemne oczy podkreślone cieniami napotkały moje spojrzenie natychmiast stwardniałem w erekcji. A potem patrzyłem, jak się oddala na tyły Sensatrip w szpilkach wysokich jak pantofle tancerek.
Wieczór mijał jak zwykle: klienci popijali trunki, ci którzy byli tu zadomowieni, rozmawiali między sobą, inni interesowali się panienkami.
Miałem nadzieję, że istota usiądzie przy barze, lecz ona wolała siedzieć sama w ciemnym kącie. Zapaliła pierwszego papierosa i siedziała tak paląc bez przerwy i popijając whisky. Zazdrościłem Scanowi, który tego wieczoru obsługiwał stoliki.
Mijały długie minuty, a istota paliła, piła i rzucała na lewo i prawo spojrzenia pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Nie interesowała się nikim w szczególności ani też nie ciekawiły jej kolejne przedstawienia na scenie Sensatrip. Sprawiała wrażenie kruchej lalki, co zupełnie nie pasowało do jej drapieżnego wyglądu. Nikt się nie przysiadł do jej stolika. Dużo później, gdy napełniałem szklankę poczułem jak łokieć Buldoga wbija się przyjacielsko w moje nerki.
- Obsłużysz cudowną istotę? – zaproponował cichym głosem.
Odwróciłem się: skóra twarzy, którą zobaczyłem naprzeciwko, była tak biała i czysta, że jej widok mnie oślepił. Potem pochłonęło mnie intensywne czarne spojrzenie, w którym lśnił jakiś niepokojący blask. I niezwykle podniecający. Zamiast zapytać na co ma ochotę, podałem whisky. Podziękowała cynicznym uśmiechem. Następnie zaciągnęła się mocno papierosem i wypuściła dym odchylając głowę do tyłu.
Byłem zahipnotyzowany fluorescencyjnymi pałeczkami, które krzyżowały się na czubku jej głowy. U kogoś innego wyglądałyby idiotycznie. Ale u tej istoty wyglądały jak element niezbędny do zharmonizowania kreacji.
- Do jutra, Randy – powiedział Buldog.
- Cześć – odpowiedziałem nie odrywając wzroku od istoty.
Kilku klientów jeszcze zostało, ale spektakle już się skończyły. Scan sprzątał stoły. Lalka skorzystała z chwili względnego spokoju i przemówiła:
- Poproszę jeszcze jedną.
Miała niski, zmysłowy głos. Podałem jej jeszcze jedną whisky i podparłem się łokciami o ladę stając naprzeciwko.
- Jak się nazywasz?
Długim paznokciem pomalowanym czerwonym lakierem pstryknęła w jedną z zielonych pałeczek.
- Stick.
Stick. Nawet mi się podobało. Mogło to być imię męskie albo żeńskie, albo trochę takie i takie. Nieważne. Miałem ochotę przelecieć tę istotę i chyba ochota była wzajemna, bo jakieś dwadzieścia minut później wychodząc w towarzystwie istoty o imieniu Stick, żegnałem się ze Scanem, który zamiatał podłogę.
Tylne drzwi Sensatrip wychodzą na jedną z brzydkich i przerażających uliczek Penlocke. Ledwo cokolwiek tam widać, ponieważ większość żarówek w latarniach jest przepalona i nikt ich nie wymienia. Jeśli chodzi o śmieci to jeszcze inna sprawa. Owszem przyjeżdża od czasu do czasu ciężarówka, ale nie ma żadnej gwarancji, że śmieciarze wszystko pozbierają.
Poruszając się zadziwiająco wdzięcznie na szpilkach Stick wisiała na moim ramieniu. Nocny wiatr rozdmuchiwał jej włosy pachnące egzotyczną wonią, która tłumiła okoliczny smród.
Minęliśmy doktora Scotcha, a potem tancerkę, której imienia nie pamiętam i pana Sing Songa, właściciela Tumono House. Rzucił mi pełne ciekawości spojrzenie, lecz nie zdołałem go rozszyfrować. Nikt z tej trójki nie był niebezpieczny. Mogliśmy jednak trafić na zwyrodnialców. Gdyby oni mieli ochotę zabawić się z lalką, nawet będącą w moim towarzystwie, to dziewczyna nie dotarłaby żywa do końca uliczki.
Wielki szczur przemknął nam nagle między nogami i istota o imieniu Stick straciła równowagę. Zanim zdołałem ją podtrzymać, upadła na wilgotny bruk tuż obok kałuży błota. Spódniczka uniesiona na udach odsłaniała podwiązki. Wyciągnąłem rękę, żeby się jej pomóc podnieść, ale ona zignorowała mój gest, ze śmiechem tarzając się w błocie. Gdy znieruchomiała leżąc na brzuchu z twarzą przytuloną do bruku, rękami wyciągniętymi nad głową i tyłkiem prawie na wierzchu, nie zdołałem się oprzeć. Rozpiąłem pasek, opuściłem spodnie i położyłem się na niej.
Cały czas, kiedy ja się uwijałem, on się śmiał.
Potem, Stick tam został. Leżąc w uwalanym błotem ubraniu dziwki.
Wróciłem do domu i wziąłem zimny prysznic. Położyłem się na moim nędznym materacu i zapaliłem papierosa. Wolną dłonią turlałem w palcach jedną z zielonych fluorescencyjnych pałeczek, którą wyjąłem z włosów lalki z jajami.

*

Sensatrip był tak pełny, że aż pękał w szwach. Buldogowi, w nadzwyczajnej dziś formie umysłowej, gęba się nie zamykała.
- No i co? Dziwka warta była zachodu?
- Paskudne dmuchanko - odpowiedziałem nie precyzując, że Stick okazał się facetem i przez cały czas się śmiał.
- Widziałeś kto do nas dziś zawitał? Tam w głębi po lewej. Stół pod oknem.
Zmarszczyłem brwi, żeby wyostrzyć wzrok i spojrzałem w kierunku wskazanym przez Buldoga. Rozpoznałem pana Sing Songa.
Scan, wyposażony w tacę pełną zamówionych trunków, pochylił się do mnie.
- Ten gość nie przemieszcza się bez wyraźnej przyczyny – powiedział. – Musi mieć solidny powód.
Nieco później, kiedy Scan przyszedł mi powiedzieć, że pan Sing Song chciałby ze mną porozmawiać, wcale nie byłem tym zdziwiony. A to dlatego, że poprzedniej nocy patrzył na mnie tak intensywnym wzrokiem. Powiedziałem Buldogowi, że zostawiam mu bar na kilka minut. Przemknąłem się do stolika Chińczyka i usiadłem. Pan Sing Song, drobny i kruchy, narzucał jednak respekt.
- Gdzie jest mężczyzna, z którym byłeś wczoraj wieczorem? – zapytał z dziwnym akcentem jednocześnie śpiewnym i urywanym.
- Nie wiem.
Chińczyk świdrował mnie spojrzeniem.
- Wiesz jak się nazywa?
- Stick.
- Znajdź go i przyprowadź do mnie, do Tumono House.
Tej nocy leżąc na materacu z papierosem w kąciku ust pomyślałem sobie, że odnalezienie Sticka będzie interesujące z dwóch przyczyn. Jedną z nich była ta, że podobnie jak wielu mieszkańców Miasta miałem ogromną ochotę zobaczyć, co się kryje za intrygującą fasadą Tumono House.

*

Myślałem naiwnie, że łatwo będzie w Penlocke odnaleźć transwestytę. Ale Miasto jest aglomeracją, w której chaotycznie przecina się ze sobą nieskończona ilość ulic, uliczek i zaułków, a ja nie miałem najmniejszej wskazówki co do kierunku poszukiwań. Po sześciu tygodniach, kiedy cały wolny czas spędziłem błądząc w labiryncie Miasta, dałem sobie wreszcie spokój. Byłem zawiedziony tym, że się nie dowiem, czemu pan Sing Song interesuje się Stickiem i zawiedziony, ponieważ w związku z tym nie zobaczę wnętrza Tumono House.
Moje życie toczyło się nadal własnym trybem: spałem w dzień, pracowałem wieczorami, a potem, prawie każdej nocy, pieprzyłem się z kim popadło, kto sobie tego życzył. Nieważne mężczyzna czy kobieta.
Tego wieczoru wyszedłem sam z Sensatrip. Odległy brzęk łańcuchów, ulubionej broni zwyrodnialców, skłonił mnie, by przyśpieszyć kroku, gdy nagle inny dźwięk, słabszy ale znacznie bliżej, przyciągnął moją uwagę. Zatrzymałem się i znieruchomiałem. Coś toczyło się w moją stronę po bruku. Pałeczka w zielonym fluorescencyjnym kolorze zatrzymała się tuż przed moim butem. Spojrzałem w kierunku, z którego rzucono przedmiot. Stick stał tam oparty o ścianę z czerwonej cegły. W kilku susach znalazł się przy mnie. Ciemne rozpuszczone włosy, twarz o androgenicznych rysach i ciało ukryte pod długim, czarnym płaszczem. Stick wyglądał jak zagadka seksualna, dla tych, którzy tak jak ja nie mieli okazji sprawdzić, kim jest.
Podniósł pałeczkę i wsunął ją do lewej kieszeni mojej kurtki. Kącikiem szkarłatnych warg pocałował mnie w usta, a potem wsunął mi rękę pod ramię.
Dziwne, ale przez te tygodnie, gdy szukałem Sticka, nigdy mi nie przyszło do głowy, że to on przyjdzie do mnie.

*

W porze, gdy całe Miasto jest pogrążone we śnie, ktoś stukał do moich drzwi. Wstałem i otworzyłem niezbyt entuzjastycznie nastawiony. Stoickie spojrzenie pana Sing Songa podziałało na mnie jak zimny prysznic.
Stick mieszkał u mnie od tygodnia. Skróciłem godziny pracy w Sensatrip, aby większą część nocy móc spędzać na pieprzeniu się z nim. Skoro znalazłem kochanka równie niezmordowanego jak ja, myśl, żeby zawiadomić pana Sing Songa o jego powrocie nie była dla mnie najważniejsza.
- Gdzie on jest?
- W moim łóżku.
Chińczyk nie czekał na zaproszenie. Wszedł. Wyprostowany jak struna, ubrany w ciemnogranatową tunikę stanął przed zamkniętymi drzwiami i dał mi znak szybkim ruchem palców, żebym obudził Sticka.
Istota spała jak zabita. Potrząsnąłem nim trochę, potem klepnąłem delikatnie w twarz, lecz na próżno. Próbowałem powiedzieć coś bardziej konstruktywnego niż stek przekleństw, kiedy właściciel Tumono House podszedł do łóżka. Szybkim ruchem ściągnął kołdrę i ze spojrzeniem, w którym lśnił spryt, chwycił Sticka za jądra. Ten zerwał się szybko jak zwierzę i z zadziwiającą siłą złapał dłoń, która go dotykała. Chińczyk i istota patrzyli na siebie ponurym wzrokiem, potem obaj zwolnili uścisk. Pan Sing Song wyprostował się dumnie, podczas gdy istota zasiadła na łóżku ze splątanymi włosami i okiem podbitym tuszem.
- Ubieraj się – rozkazał Chińczyk.
Stick podniósł paczkę papierosów, która leżała na podłodze obok łóżka. Oparł się o spękaną ścianę podciągając kolana pod brodę i zapalił.
- Zaczekam w korytarzu – powiedział pan Sing Song, po czym wyszedł.
Zadowolony, że nie muszę dłużej znosić obecności właściciela Tumono House w moim domu usiadłem na łóżku naprzeciwko Sticka.
- Możesz wyjść przez okno – zasugerowałem
Spojrzał na mnie, ale nie zdołałem wypatrzyć najmniejszej emocji w jego czarnych, nieprzeniknionych oczach. Nie miałem pojęcia, o co chodziło, a Stick wolał palić niż mówić. Nie wiedziałem o nim nic, a ponieważ on nie zadawał pytań, nie wiedział też nic o mnie.
Teraz ja zapaliłem papierosa i zacząłem gładzić chude nogi Sticka. Wynagrodził mnie kopniakiem. Spróbowałem złapać go za kostkę, ale wtedy kopnął mnie po raz drugi nieco mocniej. Poczułem nagle ochotę na seks, ale nie nalegałem.
Stick wyszedł z łóżka, wziął swoją winylową spódnicę i sweter leżące na oparciu jednego z krzeseł. Przez chwilę patrzył na nie – miałem wrażenie, jakby się zastanawiał, czy to ubranie rzeczywiście należy do niego – i rzucił je na podłogę. Następnie wszedł do maleńkiej łazienki nie zamykając drzwi. Widziałem go, jak czesze swoją długą grzywę, sprawdza, w jakim stanie znajdują się paznokcie i odświeża twarz zmoczonym ręcznikiem, kobiecy rytuał nagle został przerwany siknięciem spływającym z wysokości do sedesu. Ten kontrast wywołał uśmiech na mojej twarzy. Wtedy zastanowiłem się od jak dawna już się nie uśmiechałem.
Stick wyszedł z łazienki. Jego oczy nadal były podbite cieniami, a członek prężył się w pełnym wzwodzie. A więc i on miał na to ochotę? Jego odmowa była tylko natury praktycznej; pan Sing Song czekał.
- Potrzebne mi ubranie.
Nie zapytałem, dlaczego nie chce założyć swojego.
- Zajrzyj za kotarę.
Odsunął kawałek materiału w kolorze khaki, za którym wisiały moje ubrania i wybrał jedyny garnitur, ciemnoszary w drobne prążki. Założył spodnie i marynarkę na gołe ciało. Do nieco za dużego stroju, w którym mimo to wyglądał bardzo dobrze, założył parę sfatygowanych butów w wojskowym stylu. Zarzucił na ramiona swój długi płaszcz i podszedł, by mnie pocałować w usta. Pozwoliłem sobie na szybką i śmiałą pieszczotę, której mi nie odmówił.
Stick dołączył do pana Sing Songa czekającego w korytarzu. Kiedy znów znalazłem się sam w łóżku, uśmiechnąłem się po raz drugi; przez te kilka tygodni, kiedy szukałem Sticka, nigdy nie pomyślałem, że mógł mieć na sobie męskie ubranie.

*

Następne dwa miesiące minęły mi jak zwykle. Nie miałem żadnej wiadomości od Sticka ani od pana Sing Songa. Ponieważ to Chińczyk przyszedł do mnie po istotę, z pewnością straciłem jedyną okazję, żeby znaleźć się we wnętrzu Tumono House.
Potem, pewnej chłodnej nocy, kiedy prowadziłem do siebie jakąś dziewczynę, zobaczyłem Sticka krążącego wokół mojego domu.
Niczego nie wyjaśniając dziewczynie, powiedziałem tylko, by sobie poszła.

*

Otworzyłem oczy; Stick mnie obserwował. W jego czarnych źrenicach lśniły niejasne i niewypowiedziane pomysły.
Oparte o ścianę, z podciągniętymi pod brodę kolanami, androgeniczne stworzenie o białej twarzy paliło papierosa. Zastanawiałem się, dlaczego jego ciało, chude i niezbyt pociągające, wywoływało we mnie silniejsze podniecenie niż inne ciała. A przecież pieprzyłem się już ze znacznie ładniejszymi od niego.
- Mieszkam w Tumono House – powiedział nagle. – Będziesz mógł mnie odwiedzić.

*

Jak wieść niesie mniej więcej dwanaście lat wcześniej pewien Chińczyk zainteresował się terenem na północno-wschodnim krańcu Miasta. Wciśnięty między dwie ulice, jedną z przodu drugą z tyłu, mając po obu stronach budynki mieszkalne, plac był na tyle szeroki, by wybudować na nim dom... gdyby nie to, że w samym jego środku znajdowało się bajoro. Nigdy żaden mieszkaniec Miasta Penlocke nie wykazał ochoty, by zbudować cokolwiek w tym miejscu, więc nikt nie sprzeciwił się i Chińczyk, dla którego woda nie wydawała się być przeszkodą, został właścicielem działki. Rozpoczął wówczas wędrówkę po uliczkach przeszukując sterty odpadów. Odzyskał wszystko, co mogło się choć trochę przydać: kawałki drewna, cegły, kamienie, metalowe płytki, łańcuchy, krzesła na trzech nogach, strzępy materiałów, kawałki szyb, itd. na własnych, drobnych lecz silnych plecach, zaledwie w kilka tygodni zdołał przetransportować w okolicę wody imponującą ilość materiałów. Następnie rozpoczął budowę zwykłego – jak sądzili mieszkańcy Miasta – domu. Wykonywał to zadanie powoli i dokładnie śpiewając cicho we własnym języku. Ponieważ nikt nie znał jego imienia, Chińczyk został panem Sing Song.
Całymi miesiącami jego praca była ulubionym widowiskiem mieszkańców Miasta. Każdej nocy dziesiątki osób przychodziły przyglądać się, z przodu lub z tyłu, jak dom zwolna rośnie. Wielu oferowało pomoc, jednak Chińczyk nigdy jej nie przyjął. Pracował bez wytchnienia całą noc, a o świcie kładł się na lichym wyrku. Przykryty lekkim kocem zasypiał niewrażliwy na słońce i wiatr.
Kiedy struktura zewnętrzna domu została ukończona, Chińczyk zniknął na wiele tygodni. Wreszcie pewnego wieczoru wyszedł z domu i na ścianie z cegły i kamienia obok drzwi wejściowych zamontował metalowy pręt skierowany czubkiem w stronę ulicy. Na krótkich kawałkach łańcucha zawiesił drewniany szyld z napisem:

Tumono House
Wstęp tylko za zaproszeniem

Stałem teraz przed szyldem Tumono House. W drzwiach nie było klamki, tylko zamek. Znajdował się w nich również niewielki zakratowany otwór w kształcie prostokąta i grube żelazne kółko, którego już miałem użyć, by obwieścić, że przyszedłem z wizytą. Trzymając jednak w ręku to kółko stwierdziłem, że jest ono przywiązane do sznura i nie służy, by nim uderzać w drzwi, lecz by za nie pociągnąć. Pociągnąłem więc i usłyszałem, jak wewnątrz rozbrzmiewa dźwięk dzwonka. Kilka sekund później skośne oko pana Sing Songa pojawiło się w zakratowanym otworze. Odemknął drzwi nie zadając pytań. Lekkim ruchem głowy dał mi znak, bym wszedł szybko do środka. Zamknął za mną drzwi i porozumiewając się cały czas znakami, zachęcił mnie, bym podążył za nim.
Minęliśmy kilka wąskich korytarzy oświetlonych latarenkami. W ich świetle pojawiały się ściany pokryte delikatnymi materiałami w kolorze ciemnoczerwonym lub fioletowym z wyhaftowanymi na złoto chińskimi znakami. Nie często widywałem równie wyrafinowane wnętrza.
Idąc za panem Sing Songiem skręciłem w prawo, potem w lewo. Wszedłem po kilku stopniach, a następnie zszedłem po kilku innych. Wkrótce straciłem orientację i nie potrafiłem powiedzieć, gdzie się znajduje wejście do domu. Zapach dymu kadzidlanego unoszący się w powietrzu przyprawiał mnie o lekki zawrót głowy. Weszliśmy po krętych schodach i dotarliśmy do zamkniętych drzwi. Pan Sing Song skinął mi głową i ulotnił się w chwili, gdy do nich zapukałem.
Drzwi otworzył Stick. Uliczna lalka przemieniła się w lalkę domową ubraną skromnie w długą szatę z czarnego materiału. Włosy miał zaczesane w ciężki kok, w którym krzyżowały się dwie pałeczki w tym samym jaskrawoczerwonym kolorze co usta. Jego twarz, choć bielsza niż zwykle i jaśniejąca, wyrażała tajemnicę.
W pokoju androgenicznej istoty wszystko było czarne. Drewno na suficie i na podłodze, kamień na ścianach, kotary zwisające przy wąskich oknach bez szyb, pościel na łóżku ustawionym pośrodku pokoju.
Stick pocałował mnie bez słowa. Jego usta smakowały delikatną miętą. Jego włosy pachniały podobnie jak podczas naszego pierwszego spotkania. Materiał jego ubrania był zadziwiająco miękki.
W tym dziwnym czarnym pokoju zmysłowość Sticka przebudziła się w zaskakujący sposób. Długie godziny głaskał moje ciało i obdarowywał pieszczotami tak subtelnymi i urzekającymi jak tylko zręczne kobiece dłonie to potrafią.

*

Tej nocy w Penlocke padał ulewny deszcz. Sensatrip był prawie pusty. Nawet stali bywalcy nie mieli ochoty wychodzić w tak paskudną pogodę. Wierny swojemu stanowisku za barem Buldog rozmawiał z jedną z tancerek. Scan i ja siedzieliśmy przy stole sącząc wódkę.
- Już ponad miesiąc nie wychodzisz z nikim po pracy – powiedział Scan. To mnie intryguje.
- Mam stałego kochanka.
Scan się uśmiechnął.
- Coś poważnego?
- Wygląda na to, że tak – odpowiedziałem.
Nigdy się nie zastanawiałem nad tym pytaniem, ale sam fakt, że ktoś mi je zadał skłonił mnie, bym sobie zdał sprawę, jak bardzo się uzależniłem od Sticka.
Jakiś kwadrans później, zdjęty pilną potrzebą zobaczenia hermafrodyty, pożegnałem Scana i Buldoga, i wyszedłem z Sensatrip tylnymi drzwiami.
Każdej nocy po pracy szedłem do Sticka, który mieszkał w Tumono House. Najpierw się pieprzyliśmy, a potem paliliśmy w milczeniu aż do pierwszych blasków świtu. Cały dzień spaliśmy, jak zresztą wszyscy mieszkańcy Penlocke.
Tego wieczoru pan Sing Song otworzył mi drzwi Tumono House, a potem zaprowadził do swojej strefy, która wyglądała jak maleńki buduar mieszczący ledwie kozetkę, fotel i drewnianą skrzynię, na której stał zapalony lampion i żarzące się kadzidełka.
- Stick przyjdzie po ciebie – powiedział, a potem zniknął za ciemnogranatową zasłoną haftowaną w barwne ptaki, która zastępowała drzwi.
Po raz pierwszy nie zaprowadził mnie prosto do pokoju mojego kochanka.
Usiadłem w fotelu i żeby zabić zapach kadzidła, którego nie lubiłem, zapaliłem papierosa. Niezwykle miękki materiał, na którym siedziałem przypominał mi materiał z płaszcza Sticka. Ale ten był koloru ochry, jak mi się zdaje. Trudno to było stwierdzić z powodu słabego oświetlenia.
Moja lewa dłoń gładziła jeszcze aksamitny materiał, gdy duża dziewczyna o krótkich blond włosach i zielonych oczach odsunęła haftowaną w ptaki zasłonę. Przyglądała mi się kila sekund.
- Czeka pan na kogoś?
- Tak.
Ubrana w długą, czerwoną szatę, usiadła na kozetce.
- Jestem Shandra. Czy mogę panu podać koftee?
- A co to jest?
- Ciepły napój.
- Nie. Nie mam ochoty.
- Życzy pan sobie, żebym panu dotrzymała towarzystwa przez ten czas, gdy pan będzie czekał?
Nie byłem przyzwyczajony, by używać formy pan, pani.
- Wszystko mi jedno.
Uśmiechnęła się; była piękną dziewczyną jak wszystkie, które mijałem w tym luksusowym burdelu, jakim był Tumono House. Niewielu mieszkańców Miasta mogło poszczycić się tym, że je widziało. Prawie wszyscy klienci przybywali spoza Penlocke. Byli to dostawcy towarów, kupcy, podróżnicy. Bez znaczenia, w każdym razie wszyscy mieli paszporty, które im pozwalały na wejście do Miasta, pozostanie w nim tak długo, jak będą chcieli i wyjście. Przy czym nikomu nie wolno było zadawać żadnych pytań. Wszyscy ci mężczyźni, a czasami kobiety spędzali większość czasu u pana Sing Songa.
- Wie pan, dlaczego to miejsce nazywa się Tumono House? – zapytała.
- Nie.
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Tumono to nazwa ubrania, które nosimy – powiedziała wstając. – To tunika, która, podobnie jak tradycyjne japońskie kimono została uszyta z jednego kawałka materiału. Jest bardziej dopasowana niż kimono, ale rękawy są równie szerokie. Kimono zapina się krzyżując je z przodu i owijając szerokim pasem noszącym nazwę obi. Tumono zapinamy na guziki, które się znajdują na nie zszytym boku.
Shandra uniosła lewe ramię i odwróciła się nieco tak, bym mógł zobaczyć rząd małych czerwonych guzików, które zdobiły rękaw i bok długiego ubrania aż do obrębka na dole. Przypomniałem sobie, jak wielką przyjemność mi sprawiało odpinanie tych guzików na tumonach Sticka...
- To hybryda między tuniką a kimonem. Pan Sing Song nazwał to ubranie tumono – dodała. – sam je szyje. Każde tumono jest unikalnym egzemplarzem.
- Czy pan Sing Song nie jest Chińczykiem?
- Owszem, ale zna się i na japońskiej kulturze.
Pytanie, które zadałem było idiotyczne. Nie miałem zielonego pojęcia na temat różnic między kulturą chińską a japońską.
Stick wszedł nagle do buduaru. Włosy miał rozpuszczone i ubrany był w tumono. Tego wieczoru nosił biały strój. Przy skórze koloru kredy i czarnych oczach wyglądał jeszcze bardziej niesamowicie niż zwykle.
- Zostawię was – powiedziała Shandra wychodząc z pokoju najwyraźniej przestraszona obecnością mojego kochanka.
Kilka minut później byłem w pokoju Sticka. Zaciekawiony szeroką kartką przybitą do jednej ze ścian z czarnego kamienia, podszedłem bliżej. Na błękitnym tle widać było plamy w różnych kolorach pokryte mnóstwem drobnych napisów. Były też linie przecinające się w różnych miejscach i liczby wypisane drobnym pismem.
- Co to jest? – zapytałem
- Mapa – odparł Stick stojąc za mną.
Nie znałem map. Podobne do nich, ale znacznie mniej skomplikowane były jedynie karty do gry.
- Przedstawia inny świat, do którego mam dostęp – dodał.
- Nie rozumiem.
- Muszę wyjechać i udać się w pewne miejsce na tej mapie.
- Ale, gdzie to jest?
- Gdzie indziej.
Odwróciłem się do Sticka, lecz zanim zdążyłem zadać mu jeszcze jedno pytanie, powiedział:
- Wytłumaczę ci to innym razem.
- A więc wrócisz?
- Tak.
Uspokojony tym, że Stick powróci, bez względu na to, dokąd się udawał, wykorzystałem resztę nocy by go pieprzyć z wielkim zapałem.

*

Nazajutrz wieczorem biegłem plątaniną ulic prowadzących do Tumono House.
Jak zwykle otworzył mi pan Sing Song i jak zwykle poszedłem za nim. Zaprowadził mnie do małego pomieszczenia, którego jeszcze nie miałem okazji widzieć. Jego wyposażenie stanowiła niska szafa, okrągły stół i cztery krzesła. Mój gospodarz zamknął za sobą drzwi.
- Chcesz się czegoś napić?
- Wódki.
Usiadłem, a Chińczyk w tym czasie szperał w szafie. Latarenka zawieszona na jednej ze ścian pomalowanych na ciemnoniebieski kolor dawała złote, ciepłe światło. Wokół tego jednego źródła światła rysunki kwiatów oprawione w ramki zdobiły większą część ściany. Uznałem ten szczegół za dziwny, być może dlatego, że nigdy w Penlocke nie wiedziałem kwiatów. Nad szafą, w słoiku wypełnionym piaskiem, tkwiło kilka trociczek, na szczęście dla mnie nie zapalonych.
Gospodarz postawił na stole pełną butelkę wódki i dwa kieliszki.
- Stick wyjechał – oznajmił.
- Wyjechał gdzie indziej?
Po raz pierwszy, odkąd go znałem, pan Sing Song miał zaskoczoną minę.
- Co masz na myśli mówiąc gdzie indziej?
- Stick powiedział mi, że jest w stanie dotrzeć do innego świata.
Chińczyk usiadł naprzeciwko mnie. Otworzył butelkę i nalał nam po kieliszku.
- Jak udaje mu się dotrzeć gdzie indziej? – spytałem.
- Nie mogę ci tego wytłumaczyć, bo sam nie rozumiem.
- Z tego właśnie powodu pan się nim interesuje?
- Tak. I mamy jedną cechę wspólną ty i ja, obaj go potrzebujemy. Ty zależysz od niego fizycznie, a ja zależę od niego, ponieważ od tej pory to on będzie mi regularnie przynosić z innego świata piękne materiały i rzadkie przedmioty, które widzisz w moim domu, a których nie znajdziesz nigdzie indziej w Penlocke. Dzięki Stickowi nie będę musiał czekać na ewentualnych przejezdnych, którzy trafią do mnie po to, bym mógł im odebrać ich dobra.
W milczeniu opróżniliśmy kieliszki.
- Dlaczego mi to opowiadasz?
- Potrzebuję cię, Randy. Stick musi cały czas chcieć wracać do Penlocke.
- Nie rozumiem, w jaki sposób mogę pomóc.
Czarne oczka Chińczyka zmrużyły się chytrze.
- Więzy ciała kryją czasami tajemnicze więzy duchowe.
- Tak sądzisz?
Nalał sobie i mnie drugi kieliszek, i pozwolił mi się nad tym zastanowić. Na koniec zrozumiałem, że tylko ja mogę sobie odpowiedzieć na to pytanie.

2 komentarze:

  1. W zasadzie bardzo przygnębiająca historia miłosna... W jakiś dziwny sposób całość przypomina mi "Strony bólu" Troy'a Denning'a. Chyba sposobem narracji i ciasną, szarą kompozycją przestrzeni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co było dalej...Ogólnie mi się podoba, chociaż sam nie mogę sprecyzować dlaczego.

    OdpowiedzUsuń