czwartek, 18 sierpnia 2011

Oko za oko (1)

Pora przedstawić fragmenty nowej powieści kanadyjskiego pisarza Patricka Senecala. To wstrząsająca historii o zemście, która została zekranizowana w 2010 r. Powieść ukaże się na przełomie września i października.

A teraz zapraszam do lektury.

Po raz pierwszy Bruno Hamel usłyszał warczenie psa na widok potwora wysiadającego z samochodu.
Trzydzieści metrów przed nim, przy tylnym wejściu do budynku sądu zatrzymał się policyjny radiowóz. Stał tak już dobrą minutę i zupełnie nic się nie działo. Bruno zastanawiał się nawet, czy przypadkiem nie zauważyli jego obecności, gdy dwaj policjanci wysiedli i otworzyli tylne drzwi. Pojawił się potwór w kajdankach.
Bruno widział go po raz pierwszy na żywo. Wyglądał tak samo jak w telewizji. Tylko włosy miał gładko zaczesane do tyłu i był świeżo ogolony.
Wtedy właśnie rozległo się warczenie psa, głuche i odległe. Bruno ledwo je usłyszał. Nie spuszczał oczu z twarzy potwora.
Zawsze wystrzegał się stereotypów. Uważał, że często ci najbardziej pokręceni wyglądali na jak najbardziej prawych. Ale tym razem, potwór wyglądał rzeczywiście na bydlaka. Wyglądał jak hollywoodzka karykatura czarnego charakteru. To spostrzeżenie irytowało Bruna, choć nie wiedział dlaczego.
Policjanci podprowadzili potwora do drzwi, przy których około dwudziestu obywateli wyrażało swój gniew i wstręt, wykrzykując obelgi pod adresem więźnia. Usta potwora wykrzywiał uśmieszek, który miał wyglądać zuchwale, ale widać było strach ukryty za miną twardziela. Niedługo miejsce uśmiechu zajmie wyraz rozpaczy. Myśląc o tym Bruno musiał się powstrzymywać, by nie wysiąść z samochodu i nie strzelić do potwora z bliskiej odległości z rewolweru wciśniętego za pasek od spodni. Zmusił się do spokoju, do bezruchu. Wykorzystanie nienawiści w tej chwili, byłoby czystym marnotrawstwem. Należało ją zachować na później. Na potem.
Potwór eskortowany przez dwóch policjantów zniknął w budynku i niewielka grupa protestujących zamilkła.
Pies warknął po raz drugi. Bruno rozejrzał się pewien, że zobaczy wielkiego brytana, ale nie było żadnego zwierzęcia.
Jeden z dwóch policjantów wyszedł, minął grupkę demonstrantów, teraz milczących, i wsiadł do samochodu. Cofnął go i wjechał za budynek sądu na parking. Bruno nie wyłączył silnika swojego samochodu, toteż ruszył za nim zachowując bezpieczną odległość. Policyjny radiowóz stał zaparkowany przy drzwiach, obok dwóch innych pojazdów patrolowych. Dziesięć sekund później policjant wszedł do budynku.
Bruno zaparkował dwadzieścia metrów dalej i wreszcie zgasił silnik.
- Nie powiedziałeś mi, że to samochód policji.
Bruno odwrócił się do nastolatka siedzącego obok. Niezadowolony chłopak potrząsnął głową i dodał:
- Nie jestem pewien, czy bym się zgodził, gdybym o tym wiedział
Bruno wyjął portfel i odliczył dziesięć banknotów po sto dolarów. Młody, który nie spodziewał się takiego napiwku, przyglądał się pożądliwie banknotom. Miał szesnaście, może siedemnaście lat, ogoloną głowę i kolczyk w dolnej wardze; raczej przystojny. Sięgnął po pieniądze, ale Bruno schował je do kieszeni palta.
- Po robocie – powiedział tylko.
Młody skinął głową i otworzył drzwiczki.
- Jeszcze nie teraz!
Młody nerwowo zamknął drzwi. Bruno spojrzał na zegarek. Była za dziesięć dziesiąta.
Opuścił osłonę przeciwsłoneczną, żeby go nie raziło światło, oparł głowę o zagłówek i po raz pierwszy od początku tego koszmaru pomyślał o ostatnich dziesięciu dniach.



Ciemności pojawiły się pewnego wyjątkowo słonecznego popołudnia. Siódmy października przypominał letni dzień i Bruno grabił przy domu liście, które opadły wcześnie w tym roku. Nie miał od południa żadnej operacji i w szpitalu go nie potrzebowali. Zyskał tym sposobem pół dnia wolnego. Najpierw spędził godzinkę przy komputerze. Informatyka to było jego hobby i gdy tylko rodzina i praca pozostawiły mu wolną chwilę, dopadał klawiatury i stawał się niedostępny dla zwykłych śmiertelników. Jednak ten dzień był tak piękny, że postanowił popracować przy domu. Kończąc trzecie piwo tego popołudnia (Sylwii nie było w domu, by go pouczać, więc należało skorzystać z okazji), przygotował ogromny stos liści, żeby zrobić niespodziankę Jasmine. Będzie szalała z radości, rzucając się na stertę liści i na pewno będzie chciała, żeby ojciec poszedł w jej ślady. A Bruno przystanie z radością.
Bo przecież kochał córkę jak szalony.
Było dwadzieścia po trzeciej. Bruno widział na ulicy wracające do domów dzieci, a sterta liści była już prawie gotowa. Zobaczył przechodzącą Luizę Bédard i powitał ją z daleka. Jak co dzień, poszła do szkoły po syna, Fryderyka, który bał się wracać sam. Dziewięciolatek ukłonił się nieśmiało lekarzowi, a on odpowiedział uśmiechem, jak zwykle poruszony widokiem strasznych blizn, które od trzech lat szpeciły dziecko. Bruno nie mógł się do nich przyzwyczaić. Patrząc za Fryderykiem i jego matką idącymi do domu na rogu ulicy, po raz tysięczny pomyślał, że ma szczęście. Wielkie szczęście.
Na godzinę przed tym, jak spadły na niego ciemności, Bruno Hamel dziękował, że opatrzność nie wystawiła go życiu na ciężkie próby.
Kiedy zobaczył, że wszystkie dzieci z okolicy już wróciły, zaczął się zastanawiać. Idąc do szkoły, jeszcze się nie martwił. Może została dłużej w klasie z powodu dodatkowych zajęć albo czegoś innego. Ale zapewniono go, że Jasmine wyszła co najmniej czterdzieści minut temu. Nie martwił się też wracając do domu. Spodziewał się, że córka będzie się bawić w liściach z matką. Sylwia zdążyła już wrócić, Jasmine nie było. Sylwia obdzwoniła kilka koleżanek, ale małej nie było u żadnej z nich.
Wtedy pojawił się niepokój. Wystarczająco duży, by Bruno zadzwonił na policję.
Policjanci przyjechali i starali się ich uspokoić. Dość często się zdarza, że siedmioletnia dziewczynka nie wraca prosto do domu. „Zaginięcia dzieci w Drummondville trafiają się rzadziej niż wygrana w totolotka!”, żartował jeden z nich. Bruno wiedział, że to nie była prawda – co najmniej raz w roku, pojawiał się artykuł w lokalnej gazecie na temat zaginięcia dziecka. Policjanci obiecali wszcząć poszukiwania, nawet jeśli tak naprawdę nie przejęli się sprawą.
Najpierw poszli znowu do szkoły, a z nimi Bruno. Sylwia została w domu na wypadek, gdyby mała wróciła.
W szkole jeden z policjantów przesłuchiwał przed budynkiem opiekuna, a Bruno przyglądał się tymczasem drugiemu, który chodził w tę i z powrotem po łące w pobliżu szkoły. Bruno powtarzał sobie, że za godzinę będą się śmiali wszyscy troje siedząc w domu, ale nie spuszczał oczu z policjanta, który uparcie przeszukiwał krzaki.
Nagle policjant zatrzymał się ze wzrokiem wbitym w ziemię, zdjął czapkę, i powoli przesunął dłonią po włosach. Bruno poczuł, jak drętwieją mu nogi.
Idąc w kierunku funkcjonariusza, powtarzał sobie cały czas, że nic się nie stało, że gliniarz znalazł książki, kapelusz, coś, co nie miało nic wspólnego z jego córką. Poszedł blisko i pomimo grozy na twarzy policjanta, nadal przeczył najgorszemu. Nawet wtedy, gdy był na tyle blisko, aby widzieć gołą nogę wystającą z krzaka, powtarzał sobie, że to inne dziecko, inna dziewczynka, nie jego, nie Jasmine, ponieważ to było po prostu niemożliwe, to się przydarzało innym dzieciom, innym rodzicom, to o nich pisały potem gazety, ale nie im...
Poznał ją od razu, a jednak to nie była ona. To już nie była ona. Najpierw rozdarła mu serce jej nagość. Wciąż miała na sobie niebieską sukienkę, ale zbyt poszarpaną, by zakryć drobne ciałko, które znał na pamięć, które kąpał tysiące razy. Teraz jednak było... tak splugawione! Ilekroć Jasmine się skaleczyła i wracała do domu z płaczem, Bruno się zamartwiał. Teraz było tyle siniaków, tyle krwi, a ona nie płakała! Dlaczego nie płakała? Musiała przecież strasznie cierpieć!
Gdy zobaczył na jej szyi niebieską wstążkę do włosów, tę, którą jeszcze dziś rano zawiązała Sylwia napominając, by jej nie zgubić, zrozumiał, że mała nie żyje.
Jasmine, jego jedyna córka, z którą powinien się teraz bawić i śmiać, nie żyła.
Potem zobaczył jej twarz. Nigdy nie widział jej tak opuchniętej. Nigdy nie widział jej ust tak wykrzywionych. A jej spojrzenie... Z pozoru puste, ale na dnie źrenic widać było przerażenie. Jak można zapisać tak silną emocję w oczach dziecka? Ten, kto to zrobił, nie tylko zabił jego córkę, ten ktoś zniszczył jej duszę.
Bruno opadł powoli na kolana. Wyciągnął ręce i delikatnie podniósł Jasmine, tak jak to robił, kiedy była chora albo zasnęła przed telewizorem. Ułożył jej głowę w zagłębieniu ramienia i przytulił ją mocno, bez słowa, bez jednego krzyku. Tylko jego oddech był powolny, długi i świszczący. Nie zauważył, czy była sztywna czy bezwładna, ciepła czy zimna. Spostrzegł tylko, że po raz pierwszy jego córka nie reagowała na pieszczoty, nie tuliła się do niego jak zwykle, nie chichotała i nie czuł jej oddechu na szyi. Po raz pierwszy nie reagowała wcale. I to mu sprawiało największy ból.
Trzymając ją w ramionach, przymknął oczy. Za zamkniętymi powiekami przewijały się znajome sceny: Jasmine biegnie do niego, wołając „tata”, gdy on wraca do domu, Jasmine z powagą pomaga mu układać płyty, Jasmine krzyczy z radości siedząc na grzbiecie słonia w zoo, Jasmine rysuje oczy i usta na swojej zapiekance, Jasmine paraduje w sukienkach Sylwii z „dorosłą” miną, Jasmine biega za wiewiórkami
w parku, a przede wszystkim, Jasmine się śmieje, śmieje...
Właśnie wtedy ciemności zakryły niebo.

5 komentarzy:

  1. Film widziałem - całkiem niezły

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka robi ogromne wrażenie. Cała przewrotnośc Senecala polega na tym, że wciąga człowieka i nie ma siły zawsze się jest po czyjeś stronie. A autor sobie wtedy dłubie w mózgu. Podczas lektury kilka razy zmieniałam pozycje, ale nie ma ucieczki i nie ma prostych odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Straszny ten fragment... To zdecydowanie lektura dla ludzi o mocnych nerwach.

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda. Tutaj ekspozycja jest wyjątkowo krótka i brutalna. Trochę jak notatka w prasie i tak działa. Ludzie piszący pod takimi artykułami na forum są wściekli, bezsilni i chyba właśnie żądni zemsty. Słowo "sprawiedliwość", czy sąd mało komu świta w głowie.
    I to oddaje ducha tej książki: cywilizacja sobie z takimi problemami nie radzi, bo jak?

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczególnie, że w przypadku niektórych osób "resocjalizacja" to pusty termin :(

    OdpowiedzUsuń