poniedziałek, 26 lipca 2010

Czarna Woda (1)

To tytuł drugiej części "Szkarłatnego Anioła" Natashy Beaulieu. W podtytule Księga tajemnic. Uchylę trochę rąbka tajemnicy. Książka powinna się ukazać jesienią, ale co nam szkodzi rzucić okiem na kilka fragmentów już teraz. Dziś prolog.

LONDYN

Powietrze było lodowate. Niebo, niczym ogromna ołowiana płyta wisiało groźnie nad Londynem. Londyńczycy jednak już nie takie rzeczy widzieli. Tego zimnego poranka siódmego stycznia 1998 roku przechodnie podążali żwawym krokiem zaabsorbowani wyłącznie tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu. W końcu niebo już kiedyś spadło im na głowę. W pewnym sensie. Między 1940 a 1945.
Owinięty w długie palto z czarnej alpaki o subtelnych bordowych refleksach Dawid Fox szedł w dół ulicą Museum Street w dzielnicy Bloomsbury. Ponieważ firma Blackwall znajdowała się zaledwie o kilka minut od jego mieszkania, uznał że nie ma potrzeby uruchamiania bentleya. Krótki spacer zawsze uważał za przyjemność.
Na skrzyżowaniu Museum Street, Bloomsbury Way i New Oxford Street, Fox wraz z grupką pieszych przeszedł na drugą stronę. W jego żyłach płynęła londyńska krew, jednak Dawid różnił się od innych Londyńczyków nie tylko szlachetnym wyglądem i pięknymi rysami twarzy. W ciele czterdziestolatka krył się mężczyzna, który liczył sobie ponad trzysta lat.
Szedł Museum Street, która kończyła się na rogu High Holborn. Znalazłszy się po drugiej stronie tej arterii wszedł w Drury Lane znajdującą się dokładnie naprzeciwko.
Była to ta sama Drury Lane – uznana za jedną z najstarszych ulic otaczających Covent Garden – którą szedł młody Dawid Fox w nocy 4 grudnia 1664 roku, kiedy to nastąpiło nieoczekiwane spotkanie. Tajemnicza postać zawołała go po imieniu. Dawid podszedł zaciekawiony. Osobnik o bardzo białej skórze i czerwonych tęczówkach, który przeraziłyby kogoś mniej odważnego przedstawił mu się jako Listar. Twierdził, że Dawid był „inny” i z tej też przyczyny wybrał właśnie jego, by mu powierzyć szczególną misję chronienia swego Miasta, Kaguesny. Nie udzielił żadnego wyjaśnienia. Na pytania Dawida odpowiadał mętnie, a w jego głosie brzmiało zniecierpliwienie.
Na Dryden Street Fox się na chwilę zatrzymał. Nie miał zwyczaju przystawać w tym miejscu, tu bowiem Listar położył swoje długie, szkieletowate dłonie na głowie młodego człowieka, którym wówczas był Dawid, a potem zniknął w mroku. Kilka minut później Dawid zauważył, że w jego umyśle pojawił się obraz – jak zrozumiał – Kaguesny, Miasta niezamieszkałego, które miał chronić przed wszelkimi intruzami. Jak jednak mógł chronić miasto znajdujące się w jego głowie i w dodatku całkiem obce? A jednak mu się udało. Zgodnie z obietnicą Listar powrócił dwadzieścia pięć lat później i obdarzył Dawida nieśmiertelnością. Dzięki nagrodzie Fox mógł kontynuować zadanie. Uważał za dziwne, że firma Blackwall mieściła się akurat tak blisko miejsca, gdzie los objawił mu się pod postacią, która kilkaset lat później nadal była dla niego zagadką.
Przeszedł na tę stronę Dryden Street, gdzie domy były oznaczone parzystymi numerami. Ściśnięte ciasno jedne przy drugich stare czteropiętrowe budynki tej krótkiej uliczki mieściły różne biura. Zadzwonił do domu, w którym mieściła się firma Blackwall. Pięć sekund później usłyszał dyskretny szczęk zamka. Drzwi otworzyły się prawie bezszelestnie. Popchnął je i wszedł do środka.
Fox znalazł w pomieszczeniu o skromnych rozmiarach, lecz nie pozbawionym charakteru. Ścianę po prawej, która była ścianą od ulicy pomalowano w taki sposób, by stworzyć efekt grubych płyt z białej kredy już to umieszczonych jedne obok drugich, już to nachodzących na siebie. Pośrodku tej ściany mieściło się podłużne okno. Pozostałe były czarne i pokryte kilkoma warstwami lakieru, co nadawało im połysk podobny do gładzonego marmuru. Na pierwszy rzut oka wykładzina również wydawała się czarna, lecz gdy się jej przyjrzało z bliska, okazywała się ciemnozielona. Wreszcie dwa fotele w stylu królowej Anny pokryte dumnie jaskrawym, pomarańczowym welurem stały niczym dwaj wspólnicy gotowi na przyjęcie nowych klientów.
Dawid zrobił kilka kroków w stronę recepcji, gdzie stał imponujący i piękny mebel z hebanu, aluminium, szkła i czarnego marmuru.
Widząc niezwykle przystojnego mężczyznę, którego włosy lśniły taką czernią, że z powodzeniem mogły konkurować z blaskiem lakierowanych ścian, Amelia Bellavance raz jeszcze poczuła zadowolenie, że zdecydowała się opuścić Brossard i przenieść do Londynu. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, Amelia była pod tak silnym wrażeniem, że nie mogła wykrztusić ani słowa. Minęło kilka sekund zanim wypowiedziała wreszcie zwyczajowe:
- Dzień dobry panu. Czym mogę służyć?
Fox rozpoznał angielski akcent z Quebeku.
- Chciałbym się spotkać z panią Blackwall – odpowiedział niezwykle brytyjskim angielskim.
Amelia nie od razu odpowiedziała. Zaskoczenie być może minęło, ale nie efekt złotych tęczówek. Nigdy nie widziała takich oczu.
- Hm... Przykro mi, ale pani Blackwall jest nieobecna.
Foxa, ani trochę nie zdziwił oszołomiony wyraz twarzy młodej kobiety. Przyzwyczaił się do tego rodzaju reakcji.
- Czy mogę się umówić na spotkanie? – zapytał.
- Obawiam się, że to może trochę potrwać, proszę pana. Wyjechała na roczny urlop.
- A kiedy wraca?
- Pod koniec lata. Czy mogę zaproponować spotkanie z panią Jane Barry, która zstępuje panią Blackwall?
- Nie. Bardzo dziękuję. Czy zna pani dokładną datę powrotu pani Blackwall?
- Tak, czternasty września.
- Czy może pani zapisać moje nazwisko w jej kalendarzu spotkań? Na czternastego września o godzinie dziewiątej?
- Będzie pan czekał tak długo?
Amelia zakryła usta dłonią i poczuła, że czerwieni się aż po nasadę blond włosów. Ton, jakim to powiedziała absolutnie nie był stosowny do sytuacji. Nie powinna okazywać zaskoczenia tym, że klient ma życzenie raczej czekać na spotkanie z jej szefową, która była przecież architektem o międzynarodowej renomie, niż się spotkać z Jane Barry, młodą architekt, obdarzoną niewątpliwie wielkim talentem, skoro miss Blackwall ją zaangażowała, ale ze znacznie mniejszym doświadczeniem.
- Les fautes comme des fétus de paille, flottent à la surface; qui veut chercher des perles doit plonger au fond – zadeklamował z uśmiechem w kąciku ust.
Amelia odsunęła szybko dłoń od ust. Spróbowała przywołać zwyczajny wyraz twarzy i spokojną postawę. Przesunęła fotel w prawo i otworzyła kalendarz szefowej. Pod datą 14 września 1998 było zapisane „Powrót miss Blackwall”.
- Pańska godność?
- Dawid Fox.
Obok godziny dziewiątej, Amelia zapisała „Pan Dawid Fox”. Ten zaś podziękował jej i wyszedł.
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, Amelia głęboko westchnęła. Cóż z tego, że jej matka była Brytyjką, skoro wkrótce po jej narodzinach, rodzice postanowili zamieszkać w Quebeku. Od dość dawna nie przebywała więc w towarzystwie Londyńczyków i nie bardzo rozumiała ich poczucie humoru. Co właściwie pan Fox chciał jej dać do zrozumienia mówiąc po francusku? Że mówi po francusku i nic więcej? Chciał, żeby poczuła się swobodnie? Zakpił z niej? To ją dręczyło. Zapisała cytat, póki miała go jeszcze świeżo w pamięci. Pan Fox był z pewnością wykształconym mężczyzną, a więc pewnie cytował jakiegoś wielkiego klasyka literatury francuskiej. Amelia Bellavance zasiadła przed komputerem. Włączyła internet z zamiarem odnalezienia autora cytatu. W gruncie rzeczy niewiele więcej miała do zrobienia na początku tego raczej spokojnego roku.
Znalazłszy się ponownie na Drury Lane Fox szedł teraz w przeciwnym kierunku. Jego poczucie czasu było odmienne od wyobrażenia zwykłych śmiertelników. Oczekiwać cierpliwie dziewięć miesięcy na spotkanie z osobą, której talent podziwiał, było dla niego jak najbardziej do przyjęcia. Żył przecież w takich czasach, gdy zakochany mężczyzna musiał czekać całymi tygodniami na list od ukochanej, a wędrowcy spędzali długie miesiące na podróży do celu. Zdarzało się, że Dawid tęsknił za przeszłością. Rewolucja przemysłowa obróciła cierpliwość w zapomnianą cnotę. Postęp był często synonimem pośpiechu ze szkodą dla jakości. Jednak Dawid wystrzegał się wygłaszania sądów na ten temat. Gdyby był zwykłym śmiertelnikiem, być może pośpiech nie wydawałby mu się tak okropny. Może on również ugiąłby się pod presją, by w tym krótkim czasie danym mu do dyspozycji, uczynić jak najwięcej. Niezależnie od jakości lub wartości swoich osiągnięć.
W gruncie rzeczy Dawid Fox nie miał pewności, czy „koniec” był pojęciem, które by można całkiem wykluczyć z jego długiego istnienia. Stwierdziwszy to poczuł, że ma wielką ochotę spotkać się z miss Blackwall.

687e34ff663e289c85913b96d5ca47ce

6 komentarzy:

  1. No...przeczytało się. Po pierwsze we wstępie widnieje słowo -Londyn, co jest pierwszym kajdanem przykuwającym moją uwagę. Po drugie sama tematyka przeze mnie lubiana.
    A co mi się nie podobało - jakieś skojarzenie Listar = Lestat, i dalej uczynienie nieśmiertelnym jak Lestat zrobił z Louisem i też bez jego własnej woli . Ale wiesz co? Chyba muszę tego Szkarłatnego przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzuć okiem na fragmenty Szkarłatnego, które są tutaj :)
    Tak naprawdę, to te trzy części trylogii nie są kontynuacją "w prostej linii", co zresztą, moim zdaniem, stanowi ich wielką zaletę. W każdej kolejnej części wkraczasz ciut gdzie indziej. A jednak wszystko razem stanowi fajnie rozbudowaną całość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mażęcia, sorry, ale odpadłam. Za gupia jezdem...
    Ale jestem przy Tobie, pamiętam i czuwam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, pogłoski o tym, że czas czuwać, są odrobinę przesadzone :))
    Jaka za gupia, co opowiadasz? Na co za gupia?
    Ale że pamiętasz i jesteś to miło, choć sezon wakacji i szaleństw.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem dlaczego , ale do mrocznych powieści pasuje mi imię Amelia ;))) Gdym miała córkę to pewnie tak bym dała mrocznie jej na imię ;)))Moje klimaty , podoba mi się tak jak poprzednie fragmenty .

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z opinią , że to jest po prostu dobre i warte przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń