środa, 20 kwietnia 2011

Purpurowy cień (1)

LONDYN

Gęsta mgła od kilku dni otulała Londyn. Ze wszystkich okien rozciągał się widok podobny do tego, który widać przez iluminator samolotu przelatującego w chmurach.
Przechodnie nie widzieli kształtów. Udawało im się orientować w przestrzeni dzięki miejscom oświetlonym przez latarnie, światłom na przejściach i neonom sklepów. Nie było mowy, by dostrzec, kto jeszcze porusza się po chodniku w tym samym kierunku lub z naprzeciwka. Każdy był otoczony duchami, które podobnie jak on sam wyłaniały się nagle z nicości. Ludzie wiedzieli, że ktoś jest obok, gdy słyszeli głosy lub stukot butów o chodnik. W pubach East Endu widmo Kuby Rozpruwacza zyskało na popularności w rozmowach wiedzionych późnym wieczorem. Żartobliwie i z ironią, by przegnać strach, mówiono że może nowy seryjny morderca wykorzysta okazję i zacznie działać.
Pojazdy, z których jedynym widocznym elementem były światła, poruszały się w zamglonym sercu Londynu. Media radziły mieszkańcom pozostanie w domach, ale to nie wystarczyło, żeby zniechęcić Brytyjczyków do codziennej wizyty w pubie.
Borys Wagner, który wyglądał nienagannie w ciemnoniebieskim garniturze z wełny merynosa, wychodził właśnie z galerii Sotheby’s trzymając w ręku czarną skórzaną aktówkę. Mgła nie przeszkadzała mu ani trochę. Łysy mężczyzna zrobił ledwie kilka kroków po New Bond Street, gdy pojawiła się przed nim czerwona plama.
- Proszę mi wybaczyć. Uczestniczyłem w licytacji, podczas której kupił pan wystawione tam pamiętniki.
Borys faktycznie zapłacił właśnie sześćset pięćdziesiąt funtów sterlingów za dziennik paryskiego szlachcica, który bawił w Londynie w 1888 r. Zatrzymał się i popatrzył na młodego mężczyznę. Jego twarz okalały długie dredy w żywym, czerwonym kolorze.
- Wydaje mi się, że i ten pamiętnik pana zainteresuje – dodał mężczyzna podając Wagnerowi trzymane pod lewą pachą szerokie pudło.
Oczy młodego człowieka lśniły niebieską intensywną barwą zmieszaną z ciemnoczerwonymi refleksami. Jego twarz była ozdobiona mikroskopijnymi czarnymi kamieniami; kilka z nich umieszczono na linii zgolonej brwi, inne tworzyły dziwny symbol na lewym nozdrzu, a ostatni tkwił kokieteryjnie niczym pieprzyk tuż nad wargą. Wagner uznał, że jego rozmówca jest nieco podobny do lorda Byrona, który miał jednakowoż bardziej szpiczasty nos, zmysłowe usta i dziurkę w brodzie. Czarny garnitur od Gucciego z kamizelką, a do tego biała koszula na wzór wiktoriański przydawały mężczyźnie arystokratycznego wyglądu.
Borys odłożył aktówkę na chodnik, wziął pudło z brązowej skóry i otworzył je. Odwinął kawałek zamszu, również w brązowym kolorze, który przykrywał książkę o rozmiarach mniej więcej trzydzieści pięć na dwadzieścia pięć centymetrów. Mimo że rogi były nieco zniszczone, sztywna, twarda okładka zachowała się w dobrym stanie. Cierpki zapach pozwalał jednak przypuszczać, że dokument był rzeczywiście bardzo stary. Wagner wolał nie wyjmować go z pudła.
- Dostałby pan za niego dobrą cenę na aukcji – powiedział.
- Nie chcę pieniędzy. Chcę go podarować osobie, która jest rzeczywiście zainteresowana tego rodzaju dziełami, to wszystko.
- Jeśli takie jest pańskie życzenie, dziękuję. Zapewniam, że pański dar zostanie otoczony staranną opieką.
- Jestem o tym przekonany – odparł młody człowiek. – Do widzenia panu.
Nieznajomy zniknął we mgle równie szybko, jak się pojawił.
Borys Wagner zamknął pudło, podniósł swoją aktówkę i skierował się do czarnego bentleya zaparkowanego nieco dalej na New Bond Street.

2 komentarze: