sobota, 23 kwietnia 2011

Purpurowy cień (2)

STOCKBRIDGE

Noc rozciągała się nad angielską wsią na południowy zachód od Londynu. Aia, stojąc bosymi stopami na zimnym i wilgotnych trawniku White House, obserwowała owce skubiące trawę na ziemi sąsiada. Chodziła tam czasem razem z ojcem i głaskała gęstą wełnę. Zwierzęta brzydko pachniały, ale były piękne. W swoim pokoju Aia miała kilka baranków. Siedziały na parapecie okiennym, a przy łóżku stał jeden, duży i czarny, na którym można było jeździć.
- Beeee... – zabeczała dziewczynka o długich, białych włosach w nadziei, że w ten sposób przyciągnie zwierzęta bliżej drewnianego płotu.
Owce pozostały obojętne na jej wołanie. Trudno. Aia postanowiła odwiedzić innych przyjaciół. Podbiegła aż do brzegu rzeki Test płynącej wzdłuż terenu White House. Aia nie umiała zasnąć nie słysząc szumu rzeki. Gdy było zbyt chłodno, by pozostawić otwarte okno, matka włączała jej płytę z nagranym chlupotaniem fal rzeki.
Dziewczynka weszła na drewniany mostek dla pieszych, który łączył oba brzegi rzeki Test. Był porośnięty bluszczem, ale ojciec wyciął część roślin, aby mogła wystawić głowę między belkami barierki. Widziała wtedy pstrągi tęczowe płynące w przejrzystej wodzie i białe łabędzie. Jednak tego ranka nie było ani ryb ani łabędzi.
Aia, w koszuli nocnej, usiadła na mostku, a nogi zwiesiła machając nimi swobodnie nad wodą.
- Aia małą owieczkę miała...
Siedziała tak kilka długich minut machając nogami i podśpiewując, aż zobaczyła w oddali samotnego, czarnego łabędzia, który pływał po rzece.
- Mirion! – zawołała wstając.
- Dlaczego mu nadałaś to imię? – spytała ją kiedyś matka.
- Bo to znaczy: „zawsze będziemy przyjaciółmi”.
Aia opuściła swoje stanowisko na moście i zeszła po stromym brzegu. Przez gałęzie wierzby płaczącej widziała czarnego łabędzia, który płynąc z prądem podążał w jej stronę. Ależ robił na niej wrażenie! Dla Ai był to największy ptak, chociaż matka mówiła, że istnieją znacznie większe od niego.
Czasem dziewczynka wyobrażała sobie, że zamienia się w czarnego łabędzia i razem z Mirionem pływa po wodzie. Ale wiedziała, że to niemożliwe. Zmęczyłaby się pływając cały dzień. No i trzeba by się jeszcze nauczyć latać.
Łabędź był tuż obok Ai. Zazwyczaj płynął w swoją stronę, tym razem jednak skręcił w kierunku dziewczynki i zatrzymał się jakiś metr od niej. Po raz pierwszy Aia widziała Miriona z tak bliska. Zafascynowana ruszyła do przyjaciela. Zanurzyła stopy w lodowatej wodzie i zmoczyła dół koszuli nocnej, ale nie przejęła się tym ani trochę. Wyciągnęła rękę do łabędzia i dotknęła delikatnie piór. Były miększe niż włosy mamy.
- Mos ti mina, Mirion.
Rozmawiała z nim w tajemnym języku, który sobie wymyśliła i mówiła mu, że jest piękny.
Ptak pozwalał się głaskać. Aia była dumna; będzie miała coś ważnego do opowiedzenia rodzicom.
Gładziła pióra Miriona od kilku minut, gdy niedaleko niej woda zaczęła wirować. Zaciekawiona dziewczynka ruszyła w tę stronę, woda sięgała jej teraz do ud. Co dziwne łabędź ruszył za nią, ale szybko ją wyprzedził, jakby wir, z którym nie mógł, albo nie chciał walczyć, przyciągał go i wabił.
Aia widziała, jak Mirion przepływa przed nią nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Potem poczuła, że jej nogi odrywają się gwałtownie od dna rzeki i zanim zdążyła zareagować wir porwał i ją. Dopiero znalazłszy się w jego centrum próbowała uchwycić się przyjaciela. Chciała krzyknąć, ale nie zdążyła. Oboje z Mirionem obracali się gwałtownie i kilka sekund później zniknęli pod powierzchnią wody.



Jimmy Novak obudził się gwałtownie. Czoło miał pokryte potem, a jego serce biło szybko. Zbyt szybko. Coś musiało się wydarzyć.
- Aia – wyszeptał.
Nie budząc śpiącej towarzyszki wyszedł z łóżka, założył czarne jeansy i szybko ruszył do pokoju dziewczynki. Ai nie było w łóżeczku. Dotknął dłonią pościeli – jeszcze letnia. A więc dziecko wstało niedawno. Zajrzał szybko do innych pokoi na piętrze, potem na parterze. Dziewczynki nie było w White House.
Nie tracąc czasu na zakładanie butów wyszedł z willi tylnym wyjściem. Spojrzał w dal usiłując dostrzec, czy Aia bawi się z owcami. Nie. Może poszła nakarmić łabędzie? Ruszył w stronę rzeki Test.
Gdy Novak zauważył ciało dziewczynki unoszące się na wodzie, miał wrażenie, że uderzył w niego piorun. Przeszył go straszny ból; myślał, że go nie przeżyje. Krew krążyła w jego ciele z taką prędkością, jakby serce miało pęknąć.
Jimmy zamknął prawe oko – to, które mu pozostało – i skoncentrował się, by odnaleźć w sobie jedyną strefę uodpornioną na cierpienia. Gdy do niej dotarł, zaczął odzyskiwać kontrolę nad ciałem.
Potem otworzył oko i rzucił się do wody.



Tura Sherman nie zauważyła, kiedy wyszedł Jimmy. Przetoczyła się na tę część łóżka, na której spał. Poczuła przyjemny zapach lekko piżmowy, korzenny. Z czasem przyzwyczaiła się, że zasypia i budzi się sama. Jimmy potrzebował niewiele snu i wydawało się, że przekazał tę cechę ich córce.
Leżąc w poprzek na łóżku towarzyszka Novaka przeciągnęła się z błogością. Już teraz marzyła o chwili, gdy, w ciągu dnia znajdzie się okazja by być sam na sam z kochankiem. Ich spotkanie było często krótkie, ale intensywne, wykradzione chwile, gdy Aia zasypiała na krótko późnym rankiem albo po południu. Tura szła do atelier Jimmy’ego. Pobudzał ją zapach farby olejnej i płócien, które pokrywały ściany. Tura wiedziała, że w otoczeniu artystycznego świata mężczyzny, którego kochała, może się oddać wszelkim fantazjom pojawiającym się w jej umyśle. Czasami Jimmy zbyt skoncentrowany na sztuce nie bardzo odbierał jej sygnały. Wówczas pozwalała mu pracować. Ale w ciągu dnia, często w chwili, gdy się tego najmniej spodziewała, następował ciąg dalszy.
Tura wstała i założyła czarny szlafrok. Pomyślała, że ma szczęście, bo jej związek miłosny był coraz bogatszy w przeciwieństwie do związków większości par, które na ogół słabły wraz z upływem lat.
Na piętrze było rześko. Sprawdziła okno na końcu korytarza, które często zostawało otwarte na noc, ale nie tym razem. Tura zeszła po imponujących schodach willi i dopiero na parterze ogarnął ją niepokój. Było naprawdę zimno.
- Jim? Aia?
Tura zdała sobie sprawę z ciszy panującej w White House.
W kuchni podniosła pokrywkę czajnika. Zwykle, kiedy tylko Jimmy wstał, przygotowywał w nim herbatę. Czajnik był zimny i pływały w nim liście wczorajszej herbaty.
Tura szybko przeszła przez kuchnię zaciskając poły szlafroka. W korytarzu stwierdziła, że drzwi prowadzące do ogrodu są szeroko otwarte. Ogarnięta złym przeczuciem wyszła na zewnątrz.
- Jim? Aia? – zawołała.
Zaczekała jeszcze kilka sekund w nadziei, że jej ukochany i córka, którzy być może poszli aż na ziemie sąsiada, odpowiedzą. Ale nie dawali żadnych oznak życia.
Tura dobiegła na skraj obszaru White House. Wpatrywała się w rozległy, płaski teren sąsiada, ale jej lewe oko, jedyne, które widziało, dostrzegało wyłącznie owce skubiące trawę. Zaniepokojona zawróciła do willi, lecz nagle zmieniła zdanie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku rzeki.
Najpierw zobaczyła długie, białe włosy i nocną koszulę, również białą unoszące się obok mostu.
I zaraz obok nagie plecy Jimmy’ego.
Tura Sherman poczuła się nagle pusta i zlodowaciała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz