wtorek, 2 lutego 2010

Miłość do bajek

Jeszcze w sumie nie tak dawno temu fantastykę utożsamiano (u nas, w Polsce) albo z SF natury kosmiczno-technicznej albo z historiami w stylu Tolkiena. Polska SF w dodatku była dość specyficzna, ponieważ z racji warunków historycznych często służyła przemycaniu treści politycznych nie będąc jednak tym co zwykło się nazywać "political fiction". W ogóle fantastyka jako gatunek literacki nie była w wielkim poważaniu i uchodziła za twórczość podrzędną, coś jak kryminał, powieści szpiegowskie... w najlepszym przypadku czytadła. Gorzej, z punktu widzenia nadętych intelektualistów, stał tylko komiks. To było dno dna.
Na świecie tymczasem fantastyka miała się świetnie i była definiowana znacznie bardziej liberalnie, za to to jakby zgodniej z etymologia słowa jako dzieło literackie będące wytworem ludzkiej wyobraźni. Tak też i u nas się obecnie określa fantastykę. O tym jak żywy jest to gatunek świadczy ilość przeróżnych konwencji, czystych (SF, fantasy, gotyk, powieści grozy, thriller, historie o duchach...) i mieszanych.
Najwyraźniej ludzie lubią bajki, bo kochają je bez względu na wiek. Są miłośnicy krasnali, wojowniczych księżniczek, zdobywców galaktyk i światów wymyślonych, mrocznych i ociekających przemocą i seksem powieści o wampirach oraz historii z elfami, gnomami, smokami i ghulami w tle. Już nikt nie musi tłumaczyć kim są hobbity albo latające tulejki z kosmosu. Po prostu stanowią część naszej rzeczywistości. Niektóre tak mocno i realnie, że aż wampirami zainteresowały się organizacje zwalczające sekty.
I ja lubię fantastykę. To gatunek bardzo trudny i wymagający - i jeśli się komuś wydaje, że wystarczy umieścić krasnala, pijaka i czarownicę w osiemset dwunastej kopii "Wiedźmina", to jest w błędzie. Stworzenie zwartego, logicznego - a więc wiarygodnego świata - odmiennego od tego co nas otacza na codzień, od naszych doświadczeń i stereotypów jest niezwykle trudną sztuką.
Z mojego punktu widzenia - czytelnika - wartą zachodu.
Najbardziej jednak fascynujące w fantastyce wydają mi się możliwości opisania ludzkiej psychiki. W dziwnych, pokręconych historiach wtłaczających bohaterów w sytuacje wymagające podejmowania wyjątkowo trudnych wyborów. Dodatkową atrakcją jest to, że w książce kontrowersyjne wybory można podejmować bez zahamowań i granica przesuwa się coraz dalej.

12 komentarzy:

  1. No taką inteligentną czy też oryginalną fantastykę uprawiał świętej pamięci Lem. Na świecie znajdziemy więcej nazwisk gdzie trole nie wypierdują złota na zawołanie i machają kijkami zamieniając złych w kamienie ale gro z takich twórców stworzyło sytuacje kiedy tak właśnie fantastyka się kojarzy. Philip K. Dick pisał dobre sci-fi. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. WIesz, ja myśle ze problem z Polską fantasy jaet taki ze jej...nie ma...:):):):)jest sci-fi i to w gównianym wydaniu.Wybacz, ale jak czytam o kolejnych czasowo-przestrzennych komorach przerzucajacych bohaterów w czasy wikingów, to mam ochotę na blusa tak długiego jak nasza nowa era.Szmaciarstwo....
    Tolkien...to geniusz tyle tylko ze przeklęty...bo po nim wymyśleć coś oryginalnego jest po prostu niemozliwe...mozna zmieniać nazwę mieczy ,ale tak naprawdę, to sądzę ze polskie pisanie powinno cofnąć się do "delikatnego" fantasy..szukać w szczegulikach...bardziej opierać sie na zarysie bohatera niż opisach stada smoków..

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ktoś z was czytał trylogię "Gormenghast"?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm....mnie się właściwie fantasy to średnio widzi. Tolkiena przeczytałam z wypiekami na twarzy zaraz po skończeniu Hobbita, jako mała dziewczynka, a później nastała pustka w tym temacie. Patrzę na swoje półki i trochę tu grozy, trochę science- fiction by się znalazło, ale fantasy...hmmm..no, chyba Piekara tu stoi, Sadow, Canvan, Pilipiuk, Le Guin, Pratchett, Ann Rice /czy czarownice rodu Mayfair to jeszcze fantasy?/...i to by było na tyle:) A co warto przeczytać?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że tę trylogię, o której mówi Marzynia, to ja widziałam w postaci jakiegoś serialu... ale na pewno nie czytałam.

    Ursula Le Guin to moja wielka miłość. Dzięki niej odkryłam, że i w takiej Kanadzie też piszą ;) No tak to fantasy czyli tylko część fantastyki. Mnie jednak, jak już pisałam, najbardziej pociąga mroczna strona widelca ;) Może dlatego z kolei, że gigatyczne wrażenie wywarł na mnie swego czasu Allan Edgar Poe?

    OdpowiedzUsuń
  6. And the silken sad uncertain rustling of each purple curtain
    Thrilled me--filled me with fantastic terrors never felt before; :)))

    Oh, pan Poe to moja wielka miłość, z tego bieguna uwielbiam tez Lovecrafta:) czy to wciąż fantasy?

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak o nim mówią :) Ale wymieniają też przecież jednym tchem powieść grozy. Dlatego mnie bardziej odpowiada poszerzona - chyba jak widać też podejściem samych autorów - definicja fantastyki. Teraz w tym pojęciu mieści się wszystko, a tylko wyobraźnia autora wytycza granice. Autorzy o talencie Lovecrafta śmiało zresztą przekraczają granice rodzajów, mieszając je dowolnie i powstają nowe jakości. Byle z głową. Bo są też niekoniecznie udane próby. Np dla mnie taką nieudaną jest "Dreamcatcher". Jakoś nie przekonali mnie kosmici jako rozwiązanie dla czego, co się zapowiadało na grozę ;) Ale to drobne potknięcie, które śmiało można wybaczyć wobec niczym nieposkromionej wyobraźni Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie mój mąż miał by tu coś do powiedzenia, Tolkien zajmuje u nas miejsce honorowe, przy stole :)
    Filmy znamy na wylot i co rusz wyszukujemy niezgodności z książki ale jak wiadomo i jedno i drugie żyje własnym życiem, także oko trzeba przymknąć. Ja tam nic innego z fantastyki nie czytałam(nie licząc paru książek oderwanych od rzeczywistości Kinga) ale samym Tolkienem to jestem zachwycona, tymi mapami, tą dokładnością, tymi pokrewieństwami... On miał łeb! Chylę czoła!

    OdpowiedzUsuń
  9. A faktycznie, Łowca snów to ciężka książka, długo mi sie ją czytało ale coś w sobie ma, mimo tego, że o kosmitach :) film fatalny!
    ale jednak większość jego książek gładko przechodzi przez wszystkie" niestworzone " rzeczy i sa one, o dziwo! do przyjęcia! no, choć na ponad 60 książek przeczytałam dopiero połowę więc kto wie, co mnie jeszcze czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś zastanawiałam się co takiego jest w Kingu, że tak fajnie się to czyta. I odkryłam - gawędziarstwo:))On po prostu ciagnie umiejętnie nitki powieści - nawet najgłupszą historią /jak ta o kosmicie, który wyszedł z tyłka/ jest w stanie zaczarować czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba tak :) wyobrażam go sobie otoczonego gromadką wnucząt i snującego przerażające opowieści :D Chyba nie byłby mi wdzięczny za ten obrazek. Ale jest lepszy od braci Grimm, twórców równie przerażających historii ;)

    Bareya wspominał o Dicku, też go bardzo cenię. Niesamowita wyobraźnia, podobno chora, ale nie ośmieliłabym się definiować co zdrowe a co chore dla pisarza fantastyki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak sobie przypomniałam - Kuttnera jeszcze dorzucę:))

    OdpowiedzUsuń