środa, 9 czerwca 2010

Szkarłatny Anioł (5)

MONTREAL, 18 LIPCA 1995 R.

Po przedramieniu Novaka spływały strużki krwi. Malarz zanurzył koniec pędzla w największej z nich, po czym zaczął nakładać krew na długie włosy postaci na obrazie, nad którym pracował. Na dziesiątym obrazie.
Do wernisażu pozostały tylko dwa dni. Ostatnie płótno nie zdąży wprawdzie wyschnąć, ale Jimmy będzie towarzyszył ekipie przewożącej dziesięć dzieł i osobiście zajmie się najmłodszym dzieckiem.
Rozległ się dzwonek telefonu.
Kilkadziesiąt godzin przed „wielkim dniem” – przewidując, że Evelyne Dufort da znak życia – Jimmy ponownie włączył aparat. Podniósł słuchawkę.
- Tak?
- Co pan robi, Novak? Stukałam do pańskich drzwi cztery razy w tym tygodniu!
- Nikomu nie otwierałem.
Agentka westchnęła z irytacją.
- Na jakim etapie jest pańska produkcja? – zapytała nie-cierpliwym tonem.
- Kładę ostatni akcent na dziesiątym arcydziele.
- Przestrzegał pan paragrafów dziesiątego i jedenastego w przypadku każdego z nich?
- Z całą rozkoszą.
- Znakomicie. Dwóch ludzi przyjedzie po pańskie obrazy w czwartek rano. Około dziewiątej.
- Wszystko będzie gotowe.
- Do widzenia, Jimmy.
Po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. Novak za-palił papierosa i przełożył kasetę Nine Inch Nails na drugą stronę. Chwycił butelkę whisky, stojącą na rogu stołu, i stwierdził, że wreszcie może sobie pozwolić, by odetchnąć chwilę świeżym powietrzem. Zdarł płótno przybite do drzwi balkonowych i westchnął z ulgą. Był już wieczór. Nie zniósłby jasności dnia.
Odblokował zamek i wyszedł na balkon w jeansach, z nagim torsem i na bosaka. Delikatna bryza gładziła jego skórę poplamioną kobaltowym błękitem, sjeną i karminem. Sądząc po spokoju, jaki panował w uliczce, musiała być już późna noc.
Wypił kilka łyków alkoholu, po czym oparł się o rampę balkonu. Krew na jego przedramionach zaczęła już krzepnąć. Odkąd kompletnie się odizolował, nie obwiązywał nadgarstków chustkami, ponieważ nie widział takiej potrzeby.
Po kilku dniach przebywania w samotni Jimmy odkrył nową metodę pojenia się krwią. Zamiast za każdym razem nacinać skórę na nowo, wystarczyło otworzyć zębami ranę z poprzedniego dnia. A jako że „wypijał się” kilka razy dziennie, nacięcie nie miało czasu się zasklepić, co znacznie ułatwiało zadanie.
Od początku okresu intensywnej pracy również kilka razy dziennie się masturbował, za każdym razem snując fantazje na temat Szkarłatnego Anioła.
- Po wernisażu – pomyślał na głos.
Musiał znów zobaczyć tę kobietę, która bez przerwy nawiedzała jego myśli.

*

Martin oglądał telewizję, kiedy usłyszał hałas na balkonie Novaka. Czy to możliwe, żeby artysta wystawił nos ze swojej nory dwa dni przed terminem? Młody blondyn ruszył szybko do lodówki, wyjął z niej dwa piwa i wyszedł na balkon. Malarz faktycznie opuścił swą samotnię.
- Hej, Jimmy! Napijemy się piwa?
Novak odwrócił się i wykonał zapraszający gest, zachęcając sąsiada, by dołączył do niego. Chwilę później Martin usiadł obok Jimmy’ego, który zwiesił nogi za balkon, trzymając butelkę Black Label między udami.
Nie chcąc ponaglać malarza, który wydawał się tkwić w dziwnym letargu, Laberge odczekał chwilę, zanim rozpoczął rozmowę. Przełknął łyk zimnego piwa. Zauważył, że twarz Novaka jest zwrócona w jego stronę, że malarz go obserwuje.
- Jesteś pierwszą osobą, którą widzę od trzech tygodni – powiedział Jimmy głosem dziwnym i schrypniętym.
Z wymizerowaną twarzą i trupią cerą Novak wydawał się jeszcze bardziej ponury niż na początku okresu izolacji. Najdziwniejsze było to, że jego tęczówki, zwykle czarne jak atrament, miały teraz połyskującą barwę szafiru, a w świetle latarni na włosach malarza pojawił się jasnopopielaty odrost, tworzący wokół jego twarzy efekt halo.
- To twój naturalny kolor?
- Co?
- Farbujesz włosy na czarno?
- Tak. I co z tego?
- Nic. Nie wiedziałem. Jestem po prostu zdziwiony. A oczy?
- Czarne szkła kontaktowe. Niebieski to mój naturalny kolor. Ale kiedy maluję, mam to wszystko gdzieś.
Onieśmielony blaskiem intensywnie niebieskich tęczówek Martin spojrzał na przedramiona Jimmy’ego. Lewe było pokryte bliznami. Na prawym, poza różowymi śladami po nacięciach, dostrzegł dwie strużki krwi, płynące z szerokiej rany.
- Nadal pijesz własną krew?
Laberge’a szczególnie interesował temat, do którego nie miał wcześniej okazji wrócić w rozmowie z Novakiem. Ten zaś uniósł rękę, żeby ją lepiej było widać w świetle latarni.
- Wierzysz w wampiry, Martin?
- Dlaczego? Myślisz, że jesteś jednym z nich?
- Myślisz, że zwariowałem?
- Nie, ale...
Jimmy przysunął twarz bardzo blisko do twarzy sąsiada.
- Od tygodni nie śpię wcale. Również od wielu tygodni nie jem. Zwracam jedzenie. Mogę przełknąć tylko wodę, alkohol i sok pomarańczowy. Żyję w półmroku i nie wiem, czy zniósłbym teraz światło dzienne, co chwila przyciskam usta do rany i...
Novak przerwał wyjaśnienia i przytknął usta do przedramienia. Zębami otworzył ranę i zaczął z niej pić krew. Laberge milczał. Chciałby poczuć głęboką awersję do tej makabrycznej, niespokojnej istoty, jednak kiedy usta o czerwonych wargach oderwały się od rany, poczuł gwałtowne pragnienie, by pocałować Jimmy’ego. Może po to, by sprawdzić, jak smakuje krew? Może po to, by go zrozumieć, a może z jakiejś innej przy-czyny, do której wolał się przed sobą nie przyznawać.
Jakby to, co wydarzyło się przed chwilą, było całkiem zwyczajne, Novak przesunął językiem po ustach, zlizał z nich resztki krwi i mówił dalej, zapalając papierosa.
- Znałeś kiedyś normalnego człowieka, który by robił takie rzeczy?
- Nie – odpowiedział Martin bardzo cichym głosem zaniepokojony, że mógłby powiedzieć coś, co nie spodoba się fascynującej postaci, jaką był Novak.
Zdobył się jednak na pewną hipotezę.
- Spędzasz czas na malowaniu. To pewnie wytrąciło cię z równowagi. Może zatrułeś się oparami farby albo jakichś innych produktów? To by mogło wyjaśniać, dlaczego się dziwnie zachowujesz.
- Gadasz, co ci ślina na język przyniesie. Robię do od dawna. Od dawna wącham te wszystkie farby, więc powinienem już dawno zbzikować.
Lekki podmuch wiatru przesunął długie pasma splątanych włosów Jimmy’ego na jego nagie plecy.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje, Martin. Wydaje mi się, że przeżywam okres transformacji, że takie jest moje przeznaczenie i że nie mam wyboru. Nie wiem, co to przyniesie w ogólnym rozrachunku, ale mam nadzieję, że pewnego dnia pomoże mi lepiej zrozumieć, kim jestem i dlaczego nigdy nie zachowywałem się tak jak inni.
Novak rzucił na wpół wypalonego papierosa na dół przez balkon.
- Chciałbyś zobaczyć obrazy na wystawę?

8 komentarzy:

  1. mam dużo wspólnego z Novakiem. Tylko że ja potem muszę zbierać te pety ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I co było dalej???Czyżby sknera oszczędzał na farbach;)

    OdpowiedzUsuń
  3. :D tak miał w kontrakcie, że z krwią. Bogacze mają dziwne upodobania, chcą mieć obrazy krwią malowane ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zagłosowałam na dwie i mam nadzieję , że to nic złego ;)))
    Tak sobie czytam i się zastanawiam dlaczego człowieka w jakiś sposób mrok pociąga , a jasność nuży ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam nigdy nie rozumiałam dlaczego Skrzetuski a nie Bohun :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bohun .... zwłaszcza jakby miał oczy Saszy Domogarova :):):)
    Gdzieś czytałam , że co piąty czlowiek na świecie pije własną krew i odczuwa przy tym przyjemność . Lekarze twierdzą , że nie jest to nic nadzwyczajnego . Zastanawia mnie tylko , czy to się tyczy tylko własnej krwi i czy także cudzej . Może wampiry nie są bajką dla niegrzecznych dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja też na dwie :) No nie mogę się zdecydować , bo w zasadzie to mi się podobają trzy :)

    OdpowiedzUsuń